Zapraszamy Was do zapoznania się z drugą częścią artykułu o ciekawych funkcjach systemów B2B e-commerce. Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji, to przeczytajcie najpierw pierwszy artykuł z serii. Koncepcje, które jednak tutaj przedstawimy, są niezależne od siebie – każdą z nich można wykorzystać osobno. Wykorzystajcie je w Waszych systemach i zbudujcie doskonałą platformę dla Waszych Klientów.
Cechy platformy B2B
W B2B trzeba pamiętać o specyfice platformy. Często są to systemy, które wymagają wiele różnych typów dostępu (np. użytkowników z możliwością kompletowania zamówienia, podglądu historii lub udzielania płatności). Systemy Business To Business często (ale nie zawsze) są też wykorzystywane na urządzeniach desktopowych lub tabletach. Wersja mobile jest potrzebna tylko w wyjątkowych okolicznościach. Wynika to z wygody użytkowania. Przy zamówieniach, które potrafią posiadać kilkaset wierszy produktów, ciężko sobie wyobrazić, że zamawianie przez smartfona mogłoby być wygodnym procesem.
Standardowe elementy platformy B2B e-commerce
Warto też pamiętać o innych funkcjach systemów B2B, które często występują w platformach tego typu. Są to m.in.
Konieczność podania dokumentów potwierdzających albo ID identyfikującego, żeby uzyskać dostęp do platformy;
Limicie kredytowym – wiele firm udziela swoim Klientom linii kredytowej, żeby mogli realizować zamówienia, a za produkty płacić z opóźnieniem. Oczywiście im większy Klient (i bardziej zaufany), tym może liczyć na większy kredyt;
Możliwość negocjowania oferty. Czasami nawet przedsiębiorca, który standardowo zamawia 10–20 produktów, musi zrobić wyjątkowe zamówienie np. z kilkuset pozycjami. W takim wypadku mało kto będzie chciał płacić tę samą stawkę. Idealnie sprawdza się więc możliwość poproszenia o obniżenie ceny oferty.
Różne formy dostawy. W zależności od zaawansowania platformy oraz organizacji, która za nią stoi, często spotyka się wiele form dostawy. Mali sklepikarze mogą chcieć zamówić sobie ciężarówkę, ale już duża sieć będzie preferowała Tira. Czasami zdarzają się dużo bardziej nietypowe formy dostawy jak cysterna, pociąg, statek, etc.
W przeciwieństwie do B2C, gdzie zazwyczaj zamawiane są pojedyncze sztuki produktu, w B2B często kupuje się je na paczki albo palety. Powoduje to też wiele ciekawych wyzwań logistycznych, np. powstaje pytanie czy użytkownik może zakupić niepełną paletę? Innym pytaniem, na które trzeba sobie odpowiedzieć, jest to, ile palet mieści się w Tirze? A jeżeli je umieścimy jedna na drugiej? A czy wszystkie produkty na to pozwalają?
Kluczowa funkcja – historia zamówień. W przypadku sklepu detalicznego czasami Klient wejdzie do tej sekcji, żeby sprawdzić status zamówienia (albo przypomnieć sobie produkt, który był zamawiany). W przypadku sklepu dla firm bardzo ważna jest możliwość sprawdzenia opłaty, ponownego zamówienia, zgłoszenia uwag do zamówienia czy sprawdzenie statusu.
To jednak standard. Poznajcie za to serię kolejnych funkcji, które spowodują, że Was system B2B będzie nowoczesny i funkcjonalny.
B2B e-commerce | 9 kluczowych funkcji systemu
B2B e-commerce | Przewodnik
Klienci po zalogowaniu do systemu, muszą się go szybko nauczyć. Celem jest oszczędność czasu detalistów. Dlatego dobrze sprawdzają się przewodniki. Od najprostszego – video pokazywanego na początku po zalogowaniu, aż po skomplikowane systemy przypominające “demo” systemu. Użytkownicy będą korzystali z naszego systemu, tylko jeżeli będzie dla nich zrozumiały.
Dashboard
Biorąc pod uwagę, że mówimy w większości o zamkniętych systemach (choć nie wszystkich), warto zastanowić się nad stworzeniem dashboard’u, który na pierwszy rzut oka da użytkownikowi podgląd wszystkich najważniejszych funkcji systemu. Ostatnie zamówienia, popularne produkty, zapisane koszyki, etc. To wszystko funkcje, które mogą wyróżnić Twój system B2B. Co więcej, system można zaprojektować w taki sposób, żeby użytkownik sam mógł ustawić, jakie informacje chce widzieć w swoim dashboard’zie.
Checklista do sprawdzania zamówienia
Jednym z zadań, które właściciel sklepu musi dopilnować, jest przyjęcie towaru i potwierdzenie zgodności zamówienia. Oczywiście, można to robić po prostu na bazie faktury. Jednak ciekawym udogodnieniem, może być udostępnienie możliwości pobrania checklisty zamówionych produktów.
Checklista ta pozwoli osobie odbierającej towar odznaczyć, które produkty i w jakiej ilości mają przyjechać. Co więcej – checklista może być w pdf’ie, excelu albo być interaktywna.
Może np. być dostosowana do urządzeń mobilnych, żeby swipe w lewo przyjmował towar, a swipe w prawo dodawał komentarz lub zmieniał liczbę produktów. Po zatwierdzeniu towaru spada on z listy, dzięki czemu łatwiej utrzymać uwagę. Jeżeli taką interaktywną checklistę uzbroić jeszcze w szybko działającą wyszukiwarkę (więcej na ten temat tutaj, to można znacząco ułatwić życie naszym Klientom.
B2B e-commerce | Zaawansowana wyszukiwarka
Skoro już jesteśmy przy wyszukiwarce, to warto wspomnieć, że powinna ona obsługiwać nazwy, kody produktów, a nawet ich fragmenty. Wyszukiwanie np. po ostatnich 4 cyfrach kodu, może być przydatnym rozwiązaniem. Co więcej, trzeba pamiętać, że różni Klienci mogą szukać po innych numerach kodów (o ile takie istnieją). W zależności od naszych wymagań biznesowych, ciekawym rozwiązaniem może być również możliwość dodawania produktów do koszyka, bezpośrednio z poziomu wyszukiwarki.
Możliwość wyboru terminu dostawy
W przypadku B2C nie jest to kluczowa funkcja, bo jeżeli produkty przyjadą następnego dnia to nic wielkiego się nie stanie. W przypadku sprzedaży B2B to jednak bardzo ważny element. Nie tylko dzień dostawy, ale też godzina. Zamawiając towar, powinniśmy zapewnić możliwość wyboru terminu albo przynajmniej przedziału. W końcu jeden sklep będzie chciał przyjąć towar w ciągu dnia, bo wtedy są osoby, które mogą obsłużyć magazyn. Inny za to będzie chciał to zrobić w godzinach wieczornych, kiedy już sklep jest zamknięty i może skupić się na układaniu towaru na półkach, zamiast obsługi Klientów.
Niestety techniczne umieszczenie tego wyboru jest najmniejszym problemem, który przed Tobą stoi. Zapewnienie możliwości wyboru godziny wymaga dogłębnej analizy biznesowej, a także często reorganizacji Twojego biznesu. Dlaczego? Ponieważ, żeby paczka dotarła do Klienta o określonej porze, musi też zostać o odpowiedniej godzinie skompletowana, przewieziona, muszą być dostępne odpowiednie osoby. Musi zostać też “przemielona” przez system informatyczny (np. przejść informacja o płatności w przypadku przedpłaty (która akurat w B2B jest rzadko spotykana)).
Warto też sobie odpowiedzieć na pytanie, jaki jest minimalny czas, który potrzebuję na przeprocesowanie zamówienia, zanim opuści on mój magazyn. System informatyczny powinien blokować składania zamówień, które są niemożliwe do uzyskania. Sytuacja jeszcze bardziej się może skomplikować, jeżeli mamy opcję dodatkowo płatnej ekspresowej dostawy, ale to już zostawimy na inny artykuł.
Rekomendowana lista produktów
Wyobraź sobie, że wchodzisz do systemu sklepowego. Wita Ciebie zamówienie przygotowane na podstawie średniej z ostatnich wizyt – tj. produkty, które już znasz, w ilościach, w których je zazwyczaj zamawiasz. Dodatkowo platforma taka może w łatwy sposób pozwalać na wymianę, dodawanie i usuwanie produktów. Dla sklepu, który kompletuje zamówienie, może to być niesamowita oszczędność czasu. Co więcej – taka interaktywna lista proponowanych produktów może też uwzględniać obecne promocje, tj. informować użytkownika – “zazwyczaj zamawiasz ten produkt, wersja rozmiar większa obecnie jest dostępna w promocji“.
Warto zaznaczyć, że zbudowanie takiej funkcji może być dosyć czasochłonne, a stosunkowo podobny efekt można uzyskać poprzez skopiowanie zamówienia z historii zamówień – jest to więc kwestia przypadku. Wszystko zależy od tego, czy akurat w tym systemie przyniesie to użytkownikowi końcowemu wartość.
Umów się na spotkanie z Sales-Repem
Jedną z obaw firm jest bezosobowa obsługa. Jest to z jednej strony oczywiście zaleta w postaci niższego kosztu, ale z drugiej strony w pewien sposób „strzał w stopę”, ponieważ chłodną, bezduszną platformę można zawsze zastąpić inną (u innego dostawcy), a w sprzedaży B2B często zależy na relacjach i zniżkach, które może zaoferować Sales-Rep.
Można jednak platformą rozwiązać w taki sposób, żeby akcentować ten “ludzki” element. System może przypisywać i wyświetlać opiekuna do każdego Klienta (wraz ze zdjęciem, telefonem i imieniem/nazwiskiem). Można jednak zrobić więcej. Dlaczego nie dać biznesowi możliwości skontaktowania się ze swoim opiekunem przez platformę? Np. nie dać mu możliwości zadania pytania dot. danego pytania? Dlaczego też nie umieszczać tych odpowiedzi (oczywiście wybranych) przy produktach, żeby innym użytkownikom było łatwiej? Tym samym stworzylibyśmy małe F.A.Q. przy każdym produkcie.
Stały kontakt
Dlaczego nie uzbroić naszych opiekunów w aplikacje z czatem, który będą mogli włączać i być dostępni dla swoich Klientów? Oczywiście nie zawsze jest na to czas i miejsce. Może to być bardzo frustrujące, kiedy musimy się skupić, a powiadomienia z czatu będą nas atakować z każdej ze stron, ale można wtedy czat wyłączyć i oddzwonić do Klienta. Dlaczego nie umieścić ikonki telefonu i maila, a po naciśnięciu w jeden z nich, nie wyświetlić komunikatu “czy chcesz, żeby Twój opiekun się z Tobą skontaktował“?
B2B e-commerce | Panic button
To jest bardzo ciekawa opcja, wymagająca dojrzałej organizacji. Można ją znaleźć w panelu zarządzania serwerem np w firmie Zenbox.pl. Otóż w panelu administracyjnym jest przycisk “Panic button”. Duży czerwony przycisk widoczny po prawej stronie na każdej podstronie. Po kliknięciu Twoja wiadomość (opisująca, dlaczego jesteś niezadowolony), jest wysyłana automatycznie do Zarządu firmy.
Jest to wybitne rozwiązanie, które pokazuje, że firmie zależy, i że nie boi się ostrej krytyki. Co więcej – zaprasza ją, czyli chce się polepszyć i stać, jak najlepszą dla Klienta. Wykorzystanie podobnego mechanizmu w B2B może być rewolucyjne.
Możliwości kryjących się w systemach B2B e-commerce jest bardzo dużo, a ich wdrożenia wymagają doświadczonych fachowców. ORBA od ponad 10 lat z sukcesem wdraża nawet najbardziej skomplikowane i wyjątkowe pod względem funkcji projekty B2B e-commerce. Skontaktuj się z nami tutaj, jeżeli chcesz porozmawiać o Twojej wizji systemu B2B.
Zobacz też case studies ze zrealizowanych przez nas wdrożeń B2B e-commerce.
Jak zapewnić bezpieczeństwo sklepu – 7 zasad.
Jako właściciel sklepu jesteś odpowiedzialny za dane Twoich Klientów. Nie tylko grozi Ci utrata zaufania, ale nawet finansowa kara za niedopatrzenie obowiązków i utratę danych. Bezpieczeństwo sklepu i ogólnie w IT składa się z wielu małych nawyków, które razem dają szansę stawić czoła hackerom i złodziejom. Zobacz, jak zapewnić bezpieczeństwo sklepu online.
Czerwona lampka
Wyobraź sobie, że wstajesz rano, myjesz zęby, jedziesz do biura, parzysz kawę i siadasz do komputera. Po zalogowaniu okazuje się, że nie możesz otworzyć swoich plików.
Próbujesz otworzyć system księgowy. Nie działa…
Próbujesz znaleźć faktury wystawione Klientom – plik jest zaszyfrowany…
Właśnie stałeś się ofiarą ransomware. Zapłać nam 1000 zł, to odblokujemy system. Zrobiłbyś to? A masz gwarancję, że nie zrobią tego jeszcze raz?
To tylko jedno z wielu zagrożeń, jakie na nas czekają. Wirusy, ataki hakerskie i wykradzenie danych personalnych, to tylko niektóre z nich. Zobacz, jak sobie z nimi radzić – jak zapewnić bezpieczeństwo sklepu.
Co nam grozi?
W dzisiejszym artykule skupimy się, na tym, jak można się przed nimi chronić. Musimy zaznaczyć, żę nie ma 100% zabezpieczenia. Jak komuś będzie zależało, to pewnie mu się uda. Możesz jedynie panować nad tym, do czego można się dostać i znacząco utrudnić życie osobie hakującej. Mało który sklep (poza dużymi graczami) będzie celem hakerów, którzy będą próbowali znaleźć lukę w systemie. Jest znacznie większe prawdopodobieństwo, że padniesz ofiarą semi-automatycznego ataku, który korzysta z ludzkich błędów i udokumentowanych luk technicznych. “Spray and Pray“. Zaatakuj 1000 serwisów i miej nadzieję, że do 10 z nich uda Ci się dostać. Zobacz, jak nie być jednym z nich.
Przypominamy też, że od czasu wejścia w życie RODO, jesteś odpowiedzialny za dane Twoich Klientów. Wykradzenie ich może być dla Ciebie ogromnym problemem. Warto więc zabezpieczyć się na każdy możliwy sposób.
Jeżeli masz taką możliwość, to wynajmij firmę, która wykona audyt Twojej firmy albo serwisu i wprowadzi odpowiednie zabezpieczenia. Zanim to jednak zrobisz, zadbaj o podstawy.
Aktualizacje systemu, a bezpieczeństwo sklepu
Bardzo często hakerzy próbują wykorzystać udokumentowane luki w systemach, tj. błędy w kodzie, które ktoś inny już rozpoznał i opisał. Jest to prosta metoda, bo nie wymaga praktycznie żadnej wiedzy – jest to w zasadzie instrukcja krok po kroku, jak dostać się do danego serwisu. (np. tutaj) Na szczęście duże platformy, takie jak WordPress, Magento czy Presta, mają cyklicznie wypuszczane aktualizacje, które łatają te dziury. Naszym obowiązkiem jest jednak je zainstalować. Tak, niektóre z nich będą kosztowne, ale jest to coś, co zdecydowanie warto robić. W tym wypadku użytkownicy SaaS’ów z automatycznymi aktualizacjami mają zdecydowanie lepiej.
Hasła
Ten punkt jest oczywisty, a jednak cały czas jest sporo osób, które stosują hasła typu “haslo123” albo “qwerty1”. Sporo osób też stosuje jedno hasło do wszystkich portali. Jeżeli jesteś jedną z nich – zmień to natychmiast.
Korzystając z jednego hasła wszędzie, wystarczy, że w jednym miejscu zostanie wykradzione, a złodziej będzie miał dostęp wszędzie. Jeżeli chcesz zobaczyć, czy np. Twój e-mail (i hasła) nie zostały wykradzione, wpisz go tutaj: https://haveibeenpwned.com/. Bardzo też polecamy stronę, która pokazuje, jak bezpieczne (jak długo zajęłoby komputerowi złamanie) jest nasze hasło: https://howsecureismypassword.net/. Z przyjemnością stwierdzam, że moje wymaga 5 tysięcy lat, żeby je złamać. Jednak niektóre używane przez użytkowników hasła, do złamania wymagają tylko kilku sekund.
Ciekawym systemem jest połączenie dużych liter, małych liter, znaków specjalnych, cyfr. Jest prosty trick, żeby takie hasła zapamiętać. Wystarczy stworzyć je z pełnych zdań. Np. możesz wziąć ulubiony tekst piosenki. Smashing Pumpkins, w utworze Ava Adore ma tekst “Lovely girl you’re the beauty in my world“. Możesz z tego zrobić hasło Lgytbimw. Dodasz do tego rok, w który utwór został wydany i masz Lgytbimw1998 – komputer będzie potrzebował 3000 lat, żeby je rozszyfrować. Możesz spać spokojnie.
Program do przechowywania haseł
Bardzo też polecamy trzymanie haseł w specjalnie do tego przeznaczonym programie. Jednym z moich ulubionych (i darmowych) jest KeePass. Jest jednak milion innych aplikacji, z których możesz korzystać. Na pewno warto wybrać system, który ma automatyczne wypełnianie haseł.
Rób kopie bezpieczeństwa
Zawsze może Ci się zdarzyć, że pomimo wszystkich zabezpieczeń, zostaniesz ofiarą ataku. Warto więc być gotowym na taką ewentualność i robić cykliczne backupy najważniejszych danych – zarówno Twojego sklepu, jak i komputera. Możesz to zrobić np. dzięki stronie https://www.backblaze.com. W przypadku utraty danych przynajmniej będziesz miał je z poprzedniego dnia. Jest to już znacznie mniejszy problem.
Jeżeli chodzi o Twój sklep, to musisz poprosić Twoją serwerownię albo agencję, która Cię obsługuje, żeby zapewniła Ci cykliczne kopie bezpieczeństwa. Znowu – jest to drobny koszt w porównaniu do ceny, jaką możesz zapłacić za utratę danych.
Systemy logujące aktywność
Biorąc pod uwagę, że wiele serwisów ma panel administracyjny, który można znaleźć pod adresem www.domena.pl/admin albo www.domena.pl/administrator, to nic dziwnego, że wyjątkowo popularne są ataki typu brute force. Jest to nic innego, jak wypróbowanie miliona haseł aż uda nam się dostać do panelu admina. Pamiętaj, że są tam dane Klientów, m.in. ich adresy.
Warto więc zapewnić sobie system, który będzie logował próby logowania i najlepiej automatycznie sam zablokuje podejrzane próby. (np. próby logowania z zagranicznych numerów IP, wielokrotne próby logowania, etc). Są też systemy two-factor authentication, czyli podwójnej weryfikacji. Wymagają one np. od Ciebie nie tylko podania hasła, ale też potwierdzenia na urządzeniu mobilnym. Bardzo fajne, bezpieczne rozwiązanie.
Skoro już jesteśmy przy próbach dostania się do Twojego panelu admina, to może czas zmienić adres na coś bardziej nieprzewidywalnego niż /admin? Jeżeli taki adres ma Twój sklep, postaw to za jeden z Twoich celów.
SSL
W dzisiejszych czasach praktycznie każda strona jest zabezpieczona, a jeżeli nie jest, to nasza przeglądarka będzie o tym krzyczeć na prawo i lewo. Nic dziwnego. SSL, to mechanizm, który dba o to, żeby nikt z zewnątrz nie był w stanie podejrzeć, ani zmodyfikować przesyłanych informacji. Po prostu nam zaufaj – Twój sklep powinien mieć certyfikat SSL. Jeżeli inne argumenty Ciebie nie przekonują, to niech przemówi fakt, że Google premiuje strony, które są szyfrowane, więc Twój sklep będzie bardziej widoczny.
Bezpieczeństwo sklepu w biurze
Zakładając, że nie jesteś tylko jednoosobową działalnością, ale firmą zatrudniającą kilka osób, na Twoich barkach spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo danych. Z doświadczenia wiem, że ciężko rekomendować stosowanie zasad bezpieczeństwa, jest tylko jedna metoda, żeby to wprowadzić. Trzeba je wymusić. Zorganizuj spotkanie. Przedstaw zagrożenia. Co Wam grozi, jeżeli stanie się najgorsze. Przedstaw, na co uważać oraz wymuś stosowanie środków bezpieczeństwa. Bez wyjątku.
Pracownicy muszą rozumieć, że to nie przelewki. Kary, zwolnienia za łamanie zasad są tutaj zasadne. Są firmy, gdzie, jeżeli zostawisz niezablokowany komputer bez opieki, to w zależności od stanowiska albo trafi on do działu IT, albo – w przypadku wyższej kadry komputer trafia bezpośrednio do szefa firmy i trzeba pójść na tzw. “dywanik”. Co więcej, żeby to zrobić, trzeba się zapisać na wizytę – potrafi to trwać 3 dni. 3 dni bez dostępu do komputera, to wystarczająco, żeby zrozumieć, że nie warto tego robić drugi raz.
Wytyczne dla pracowników
Niech wszyscy pracownicy korzystają z systemu do przetrzymywania haseł. Niech to będzie system narzucony przez firmę – dzięki temu będziesz miał kontrolę. Co więcej – część tych systemów pozwala Ci zdalnie włączać / wyłączać dostęp do systemu albo do konkretnych haseł. Bardzo istotne, jeżeli przyjdzie Ci kogoś zwolnić.
Niech każdy komputer w firmie będzie zabezpieczony hasłem. Jeżeli Twój pracownik pójdzie na spotkanie i ktoś mu ukradnie laptopa, to nie ma prawa dostać się do danych w środku (oraz maili, zapamiętanych haseł czy dostępów do Twoich systemów księgowych). Najlepszym zabezpieczeniem jest zaszyfrowanie też dysków w laptopach, ale wymaga to trochę pracy po stronie obsługi technicznej.
Musisz też przeszkolić pracowników z tego, jak powinni wysyłać hasła do innych. Nie powinni nawet wysyłać loginu i hasła w jednym mailu, albo na komunikatorze. Nie działa też pisanie haseł na karteczkach. Dobrym systemem jest np. wysyłanie loginu i hasła różnymi systemami (np. hasło wysyłamy smsem, a login mailem). Jeszcze lepsze jest wewnętrznie korzystanie z systemu PGP.
Wreszcie zmuś też pracowników do zainstalowania antywirusa na komputerze – niech zarówno sieć, jak i pliki będą skanowanie i blokowane, jeżeli nie są bezpieczne.
Obowiązki, jeżeli coś pójdzie nie tak
Pamiętajcie, że jesteście odpowiedzialni finansowo za bezpieczeństwo sklepu i danych. Między innymi musicie:
Poinformować odpowiedni organ o naruszeniu danych osobowych do 72 godzin od wystąpienia naruszenia (jeżeli takie wystąpi).
Poinformować bezzwłocznie użytkowników, których dane zostały wykradzione
Udokumentować zarówno zabezpieczenia, jak i ew. naruszenia i działania z nimi związanymi.
Jeżeli chcecie zrozumieć, co może grozić i trochę lepiej się do tego przygotować, to bardzo polecamy podcast Hackable. Jest to doskonale wykonane słuchowisko, gdzie eksperci opowiadają o tym, co można zrobić za pośrednictwem internetu, a także, jak temu przeciwdziałać.
Jak przyspieszyć sklep e-commerce w 10-ciu krokach?
Wdrożenie treści dzisiejszego artykułu z pewnością będzie wymagało od Was pomocy programisty. 90% tego, o czym będziemy pisali, nie zrobicie niestety samodzielnie. Jest to jednak bardzo ważne zadanie – być może najważniejsze, które możecie zlecić. Szybkość ładowania Waszego sklepu bezpośrednio przekłada się na konwersję sklepu, liczbę powracających Klientów, a tym samym – na sukces sklepu. Zobacz, co możesz zrobić i jak przyspieszyć sklep e-commerce.
Jeżeli jesteś stałym czytelnikiem naszego bloga, na pewno wiesz o tym, jak bardzo szybkość działania sklepu przekłada się na konwersję. Zostało to wykazane w wielu różnych badaniach. Wg KISSMETRICS:
40% internautów opuszcza strony, jeżeli ładują się dłużej niż 3 sekundy.
1 sekunda opóźnienia w ładowaniu strony zmniejsza współczynnik konwersji o 7% (czyli jeżeli Twoja średnia konwersja w sklepie wynosi 2%, to opóźnienie o 1 sekundę zamienia to w 1,86%, jeżeli sklep ładuje się 2 sekundy dłużej, to jest to 1,72%, a jeżeli 3 sekundy – 1,58%. Zobacz, jak 3 sekundowe opóźnienie spowodowało, że straciłeś prawie 25% szans na złożenie zamówienia przez tego Klienta.
Zakładając, że dziennie Twój sklep zarabia 1000 zł, to 1 sekundowe opóźnienie w ładowaniu rocznie oznacza 25 550 PLN straconych pieniędzy. Jeżeli czytasz ten artykuł, to prawdopodobnie Twoim problemem nie jest 1 sekunda, tylko kilka sekund. Ile jesteś więc w stanie stracić rocznie? Zobacz na poniższy wykres:
Co możesz więc zrobić?
Systemy cache
Upewnij się, że Twój sklep jest wyposażony w system cache’ujący. Co to takiego?
Najłatwiej pokazać to na przykładzie. Wyobraźcie sobie, że prowadzicie winiarnię. Przychodzi do Was Klient, który chce kupić wino chateauneuf du pape. Żeby to zrobić, musicie podejść do regału i przynieść je do kasy. Jeżeli taka sytuacja powtarzałaby się kilka razy dziennie, to zapewne trzymalibyście butelkę przy kasie, żeby nie musieć chodzić do regału i jej szukać. Dokładnie tak działa cache. Jest to system, który rejestruje pliki i zdjęcia (w pewnym sensie “zrzut” sklepu) dla pierwszego Klienta, a wszystkim innym pokazuje jego kopię.
Część z systemów e-commerce jest już wyposażona w takie systemy. Często można jednak zainstalować dodatkowe rozwiązania takie jak Full-Page cache, albo Varnish, które pozwalają lepiej decydować o tym, co powinno być przetrzymywane przy kasie.
Systemy CDN (Content Delivery Network)
Wróćmy do przykładu z poprzednich akapitów. Jeżeli dane wino byłoby produkowane we Francji, ale można by je było zamówić też ze sklepu w Polsce – to gdzie byś to zrobił? CDN czyli Content Delivery Network oznacza właśnie sieć serwerów, gdzie przechowywane są dane – w szczególności zdjęcia i inne pliki typu media. Dzięki temu, jeżeli na stronę wchodzi użytkownik A, to dane te pobierane są z jednego miejsca, a dla użytkownika B z innego – w zależności od jego lokalizacji. Dzięki temu upewniamy się, że pliki muszą pokonać możliwie najkrótszą drogę, zanim wyświetlą się użytkownikom.
Minifikacja kodu JS/CSS
Tutaj chcielibyśmy omówić dwa elementy. Zanim to jednak zrobimy, to wprowadźmy dwa pojęcia:
Pliki JS (inaczej javascript) – są to skrypty, które odpowiadają za zachowanie strony po stronie przeglądarki. Przykładowo, jeżeli kliknąłeś w przycisk i wyświetliło się menu, to prawdopodobnie był to kod javascript.
Pliki CSS – te pliki odpowiadają za style Twojego sklepu. Innymi słowami – za jego wygląd. W CSS ustalasz, że przycisk ma być niebieski, a tło szare. W css ustalasz też jakiej wielkości powinien być font oraz to jak wygląda menu.
Na czym polega więc minifikacja tych plików? Łatwiej wytłumaczyć to na plikach stylów.
Informacja o tym, jak ma wyglądać dany przycisk, może być zawarta albo w samym kodzie przycisku, albo na początku strony w zbiorczym pliku. Co więcej, w takim zbiorczym pliku może znajdować się wiele różnych reguł, gdzie jedna będzie nadpisywać drugą (np. ogólnie przyciski mają być niebieskie, ale przycisk na koszyku ma mieć ciemniejszy kolor i mieć ramkę).
Minifikacja polega na oczyszczeniu tego kodu, żeby:
nie nadpisywał sam siebie,
nie powtarzał tych samych definicji stylu w różnych miejscach,
był połączony w jeden plik.
Dzięki temu sam plik jest lżejszy, mniejszy, szybciej się wczytuje i można przyspieszyć sklep e-commerce. Ta sama zasada obowiązuje skrypty javascript – również są one łączone w jeden plik i usuwane są duplikaty. Może się też okazać, że nie wszystkie kody są potrzebne na wszystkich podstronach.
Umiejscowienie skryptów
Skoro już jesteśmy przy skryptach JS, to ważnym elementem jest to, gdzie są dodawane. Żeby to zrozumieć musicie wiedzieć, jak działają przeglądarki. Wyobraźcie sobie, że do wyświetlenia strony musicie pobrać wiele różnych danych, np.:
skrypty,
style CSS,
kod HTML,
obrazki,
video,
informacje o ciasteczkach
Przeglądarka ma ograniczenie w każdym z tych elementów – ile z nich może pobierać jednocześnie. Z tego powodu czasami widzimy, że strona już się pobiera, ale nie doładowują się pozostałe elementy, ponieważ czeka na któryś z elementów. To częsty przypadek przy skryptach JS, które są dodane na początku strony / sklepu. Weźmy jako przykład skrypt funkcji chatu na stronie. Jeżeli zostanie on niewłaściwie umieszczony, to witryna może potrzebować chwili, zanim skomunikuje się z zewnętrznym systemem, pobierze wszystkie pliki, a dopiero później wyświetli treść strony. Dla użytkownika będzie to oznaczało, że strona ładuje się wolniej.
Optymalizacja obrazów
To jeden z elementów, o który przynajmniej częściowo możesz zadbać sam. Każdy obrazek, który jest wrzucany na stronę Twojego sklepu, niezależnie od tego, czy jest to obrazek produktu, czy banner na stronie głównej – powinien zostać zoptymalizowany.
Jak o to zadbać? Po pierwsze upewnij się, że jest we właściwej rozdzielczości. Bez sensu będzie wrzucać zdjęcie o szerokości 4000 pikseli, jeżeli banner ma tylko 800 pikseli szerokości. Wszystko ponadto będzie tylko opóźniało działanie sklepu. W dużym uproszczeniu: większe zdjęcie = większy plik = przeglądarka będzie go dłużej pobierać.
Zanim zaczniesz jednak zmniejszać wszystkie obrazki, upewnij się, że otrzymałeś od programisty właściwe wymiary. Trzeba np. wziąć pod uwagę ekrany retina, które wymagają 2 x większych obrazów. Tutaj jednak znowu w grę wchodzi programista. To on musi w kodzie umieścić odpowiednie skrypty, które powiedzą przeglądarce, czy ma pobrać standardowe zdjęcie, czy 2 x większe. Inaczej zawsze będziesz pobierał za duże zdjęcia, co jak już ustaliliśmy – opóźni ładowanie sklepu.
Wielkość zdjęć to jednak nie wszystko. Zobacz na zdjęcia poniżej. Wydają się takie same? A jednak nie są. Zdjęcie po lewej “waży” 1.5 MB, a to po prawej tylko 379 KB. Prawie czterokrotna różnica. Skoro wyglądają identycznie – po co przepłacać? Nie chcielibyśmy wchodzić tutaj w szczegóły, jak uzyskiwana jest kompresja tych obrazów. Ważne jest to, że są narzędzia, które pozwalają to osiągnąć. Jeżeli wrzucasz do sklepu nowe zdjęcie, to koniecznie najpierw dodaj je do strony optimizilla.com – ona skompresuje to zdjęcie i pozwoli Tobie pobrać zoptymalizowaną wersję.
Co zrobić jednak ze zdjęciami, które już są w sklepie? Jeżeli masz na to czas, to można je ręcznie zoptymalizować w ten sam sposób (przy okazji dodając im alt-tagi i porządne nazwy). Jednak jeżeli chcesz zaoszczędzić trochę czasu, to poproś programistów o integrację z systemem typu tinypng.com. On automatycznie pobierze, skompresuje i wstawi poprawione zdjęcia.
Mniejsze obrazki i Sprite
To jednak nie koniec zabawy z obrazkami. Do tej pory mówiliśmy o zdjęciach produktowych i bannerach. Na Twoim sklepie jest jednak jeszcze spora liczba ikon np. koszyka, mojego konta, flaga języka, a także stałe elementy takie jak logo czy metody płatności.
Tak jak wspomnieliśmy powyżej – przeglądarka może pobierać jednocześnie tylko kilka plików. Żebyśmy nie musieli czekać w kolejce na pobranie wszystkich, można stworzyć jeden wspólny plik (tzw. Sprite), w którym znajdą się wszystkie ikony / drobne grafiki strony. Dzięki temu przeglądarka pobiera tylko jeden plik, a my jej wskazujemy, w którym miejscu jest dane zdjęcie – np. pobierz zdjęcie z obszaru w prawym górnym rogu. Tym samym strona ładuje się odrobinę szybciej.
Serwer
Tutaj musisz się zdać na wiedzę swojej agencji internetowej, ew. zatrudnić eksperta do pomocy – każdy sklep będzie wymagał innych serwerów. Od małego sklepu, który spokojnie poradzi sobie na pojedynczym serwerze, do sklepów obsługujących duży ruch, gdzie serwerów jest kilka (albo kilkanaście) i podział ról dzielony jest między nimi. Przykładowo, możliwe jest zastosowanie dwóch serwerów odpowiedzialnych za wyświetlanie sklepu użytkownikowi, a tzw. load-balancer będzie ustalał, z którego serwera mają być pobrane dane dla danego użytkownika. Kiedy jeden nie będzie wyrabiał, to system automatycznie rozdzieli ruch na dwa serwery.
Inną ważną kwestią jest lokalizacja serwerów – zasadniczo dobrze, jeżeli jest on jak najbliżej Klientów – jednak jest to dużo bardziej złożone. Pamiętajmy jednak, że ładowanie się sklepu będzie podzielone na kilka faz. Pierwszą z nich jest odpowiedź serwera – chcemy, żeby była możliwie najkrótsza. Zależy to od lokalizacji, ale też od danej serwerowni.
Ostatnią ważną kwestią jest typ dysków, jaki jest używany. Ogólnie dyski typu SSD są znacznie (kilkukrotnie) szybsze od dysków HDD. Jeżeli chcesz więc przyspieszyć działanie swojego sklepu, warto zainwestować w takie dyski (oczywiście w przenośni – robi to serwerownia). Nie oznacza to jednak, że wszędzie potrzebujemy dysków SSD. Przykładowo, jeżeli mamy serwer, na którym trzymamy backup, to nie jest tam zupełnie potrzebne (są one droższe).
Najlepiej zrobisz, jeśli zapytasz swojego programistę / agencję internetową, czy do przyspieszenia Twojego sklepu konieczna jest zmiana architektury IT, czy może wystarczy optymalizacja kodu.
AMP
Accelerated Mobile Pages to nowatorska metoda, pierwotnie stworzona na potrzeby blogów, ale obecnie znajdująca też zastosowanie w e-commerce. Jest to zbiór rozwiązań stworzonych przez Google, które pozwalają stronom mobilnym ładować się wyjątkowo szybko. W największym uproszczeniu jest to zbiór zasad i bibliotek kodu, których zastosowanie pozwala nam stać się zoptymalizowaną witryną. Takie witryny można zgłosić do Google’a, który stosuje swoje własne mechanizmy cache’ujące, które zapewniają bardzo szybkie ładowanie się stron mobilnych.
Dodatkową wartością dostosowania się do wymagań AMP, jest to, że Google bardzo promuje witryny, które wprowadzają te rozwiązania – dzięki temu możemy liczyć na wyższą pozycję w wyszukiwarkach. Niestety wykorzystanie AMP ma też swoje wady – np. zakłóca zbieranie danych w Google Analytics, ale też tracisz pełną kontrolę nad swoim sklepem – jest on cache’owany na serwerach Google. Zapytaj swojej agencji, czy to dobre rozwiązanie dla Ciebie.
Zapytania do bazy danych
To jest już bardzo techniczna kwestia, będzie ona zależała od systemu, na którym pracujesz, ale też od tego, jak dobrych masz programistów. W dużym uproszczeniu, kiedy jakiś system IT odwołuje się do bazy danych, np. po to, żeby zebrać pliki, które są potrzebne do wyświetlenia danej strony, często zbiera więcej informacji, niż potrzebuje w rzeczywistości. Oczywiście oznacza to, że musi zrobić więcej zapytań i że mogą one zajmować więcej czasu.
Wracając do przykładu winiarni z początku artykułu: łatwiej będzie zebrać wszystkie chateauneuf du pape, a potem wybrać z nich rocznik 2015, niż zebrać wszystkie wina z rocznika 2015, żeby z nich wybrać tylko chateauneuf du pape. Mamy nadzieję, że ten przykład dobrze zobrazuje Wam, na czym polega optymalizacja zapytań do bazy danych.
Google Tag Manager
Można by zapytać co ma Google Tag Manager do szybkości ładowania strony? Okazuje się, że jednak dosyć dużo. Znany jest przypadek, gdzie zmiana wynosiła aż 25% czasu ładowania. Dlaczego tak się dzieje?
Znowu wracamy do pobierania kilku plików jednocześnie i ich kolejkowania – taki sposób działania nazywa się w IT synchronicznym. Google Tag Manager działa jednak w asynchroniczny sposób, dzięki czemu może pobierać wiele skryptów w tym samym czasie. Dodatkowo GTM pozwala na dokładne zarządzanie tym, gdzie mają się wyświetlać które skrypty. Przykładowo – być może nie chcemy, żeby chat pokazywał się na stronie kasy, albo żeby na koszyku pokazywał się popup zatrzymujący użytkownika – wszystko to możemy ustawić w systemie Google Tag Manager.
Pamiętajcie też, że Google Tag Manager to tylko jeden skrypt, który musi zostać pobrany. Pobieramy jeden skrypt, a on pod sobą może ukrywać 40 innych. Jeżeli próbowalibyście dodać 40 skryptów na stronie pojedynczo, to oczywiście drastycznie by ona zwolniła.
Końcowe uwagi
Mamy nadzieję, że artykuł okazał się ciekawy. Nawet jeżeli większości z rozwiązań nie możecie wprowadzić sami, może posłuży jako przewodnik “o co pytać programistę“, żeby przyspieszyć sklep e-commerce. Należy pamiętać, że jest to jeden z najważniejszych, jeżeli nie najważniejszy element, który możemy poprawić. Nie tylko wpływa na konwersję, ale Google też bardzo mocno patrzy na czas ładowania strony i poprawienie tej kwestii, może wpłynąć na naszą pozycję SEO.
Zostawiamy Was z kilkoma darmowymi narzędziami, które pomogą sprawdzić, co należy zmienić u Was żeby przyspieszyć sklep e-commerce:
Google Pagespeed insights – to oficjalne narzędzie Google. Wartości powyżej 80 są dobre, powyżej 60 wymagają poprawy, poniżej – czeka Was dużo pracy.
https://tools.pingdom.com/ – proste narzędzie, które też zapewni Wam trochę informacji o tym, co można poprawić w witrynie
https://www.webpagetest.org/ – warte uwagi narzędzie, które zrobi za Was 3 testy. Dzięki temu zobaczycie, jak strona zachowuje się przy pierwszym wejściu, ale też po zapisaniu części danych w przeglądarce. Ma to szczególne znaczenie, jeżeli używacie mechanizmów cache’ujących.
Dziękujemy za przeczytanie całego artykułu. Są oczywiście inne elementy, które można wprowadzić – każdy sklep i platforma e-commerce będzie inna, więc inne metody w niej zadziałają. Jedna rzecz, o której warto jeszcze wspomnieć to to, że liczy się odczucie Klienta. Ludzki umysł łatwo można oszukać – np. stosując loadery albo placeholdery. Wtedy użytkownik po sekundzie widzi, że coś się ładuje i zaczyna podświadomie czas liczyć od nowa. To dobry trick, który pozwoli Ci “zachować twarz”, nawet jeżeli Twój sklep ładuje się dłużej, niż być chciał.
Internet rzeczy w e-commerce – przykłady wdrożeń z całego świata.
Obecnie, w niektórych krajach, jeżeli posiadasz aplikację Spotify i jedziesz Uberem, możesz sam kontrolować, jaka muzyka będzie towarzyszyła Ci podczas jazdy. To idealny przykład tego, jak działa Internet of Things (IoT) – połączenie dwóch, pozornie niezależnych od siebie urządzeń, w celu wytworzenia nowej funkcji. Zobacz, jak firmy z całego świata wykorzystują Internet Rzeczy w e-commerce.
Pojęcie to nie jest niczym nowym, pochodzi z końcówki lat 90’, jednak dopiero w ostatnich latach zaczęto je wprowadzać do świata biznesu. Oznacza dokładnie tyle, co połączenie wielu urządzeń fizycznych poprzez np. czipy RFID, czujniki ciepła, beacon’y, albo inne czujniki IoT, w celu stworzenia jakiejś dodatkowej wartości – np. funkcji, której żaden z systemów nie oferował do tej pory. W opisach futurystów pojawiają się historie o tym, jak toster wysyła informację, że śniadanie jest gotowe do czujników w salonie, gdzie automatycznie zapalają się światła, a robot asystent nakrywa zastawę. Taka wizja jest już w tej chwili możliwa do osiągnięcia, ale w praktyce sprowadza się to raczej do powiązania dwóch urządzeń lub powiązania pojedynczych czujników i aplikacji.
Internet Rzeczy w e-commerce – gdzie można to wykorzystać?
Zarządzanie magazynem
Obecnie jednym z częściej wykorzystywanych zastosowań Internet of Things jest zarządzanie magazynem. Dzięki zarówno czipom RFID, jak i też wagom ukrytym w półkach sklepowych, możemy z blisko 100% dokładnością określić, ile sztuk produktów mamy. W przypadku czipów możemy nawet określić, ile posiadamy sztuk danego rozmiaru.
Na potrzeby dzisiejszego artykułu zobaczmy, jak IoT można wykorzystać w sklepie obuwniczym. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do sklepu z butami i po wybraniu danego modelu, nie musicie pytać ekspedientki, tylko otwieracie aplikację, a ta sprawdza dostępność, nawet bez pytania o rozmiar (ponieważ jest on już zapisany).
Promocja towaru
Załóżmy, że wcześniej przeglądaliście ofertę w sklepie internetowym, kilka produktów przypadło Wam do gustu i dodaliście je do swojej listy ulubionych. Pojechaliście do galerii handlowej, żeby zrobić zakupy żywieniowe. Obok znajduje się sklep obuwniczy. Zainstalowany tam beacon zobaczył, że jesteście w obrębie 20 metrów od niego. System automatycznie sprawdza stany magazynowe produktów na liście ulubionych i wysyła do Was wiadomość – “Produkty, które zapisałeś na liście ulubionych, są dostępne w Twoim rozmiarze w naszym sklepie w galerii X. Zapraszamy”.
Personalizacja i analityka
Zaciekawiony wchodzisz do sklepu, gdzie ekspedientka chwilę wcześniej otrzymała powiadomienie o tym, jakimi produktami możesz być zainteresowany i już czeka na Ciebie z butami w danym rozmiarze.
Podczas przymierzania, do butów wprowadzane są specjalne czujniki, które badają, jak rozkłada się ciężar w określonych miejscach stopy. Później ekspedientka proponuje Ci wkładki, które są dobrane dokładnie do Twojej stopy – tym samym sklep sprzedaje buty oraz wkładki, Ty czujesz się niesamowicie zadowolony z jakości obsługi, a jednocześnie wychodzisz z najwygodniejszymi butami, jakie kiedykolwiek miałeś.
Obsługa jakości produktu
To o czym możesz nie wiedzieć to to, że kilka milimetrów pod podeszwą znajduje się czujnik nacisku, który po zliczeniu określonej liczby kroków wykonanych w butach, wysyła do Ciebie informację o tym, że czas je wymienić (wraz z linkami do spersonalizowanej promocji), ale potrafi też na początku zimy, po tym, jak wyczuje nacisk na podeszwie, wysłać informację jak dbać o te buty przy ujemnych temperaturach.
To oczywiście ekstremalny przypadek. Jest obecnie niewiele firm, które stosują tak zaawansowaną integrację Internet of Things, ale jesteśmy dopiero na początku drogi. Wybrane firmy dopiero rozpoczęły inwestycje w tę technologię, część z nich odniosła już ogromny sukces, część wycofała usługę po kilku miesiącach testów, z powodu braku zaangażowania. Obecnie największą wartością IoT jest promocja – jest to prosty sposób, żeby zdobyć duży rozgłos jako firma. Kluczem do sukcesu w tym zakresie, jest innowacyjność. Poniżej przedstawimy kilka wartych uwagi przykładów wdrożeń, które zobrazują różnorodność wdrożeń i tego, co można osiągnąć z tą technologią.
Jedynym ograniczeniem jest Wasza wyobraźnia.
Przykłady Internet of Things w e-commerce
Amazon Dash
To chyba najpopularniejszy przykład istniejący na rynku. Amazon Dash to mały przycisk dedykowany dla konkretnego produktu, który jednym kliknięciem zamawia określoną liczbę produktów. Za 5 dolarów Klienci mogą kupić fizyczny przycisk, który pozwala np. na zamówienie nowego proszku do prania albo nowego jedzenia dla psa. Opcji jest bardzo dużo, tutaj możecie zobaczyć bestsellery.
Amazon posiada też dwa inne podobne systemy: Amazon dash wand – czyli mała różdżka z Alexą, której można powiedzieć, żeby kupiła dany produkt, albo zeskanować kod paskowy i dodać go do listy zakupowej. Drugim jest Amazon dash button w wersji cyfrowej. Ich aplikacja mobilna pozwala na dodanie nieskończonej liczby wirtualnych przycisków za darmo. Zastanawiacie się nad tym, czy jest to popularne? No cóż, cyfrowa wersja jest dostępna dla milionów produktów dostępnych na Amazon.
Inteligentne lustra
To rozwiązanie dostępne już na polskim rynku. Wykorzystał to np. Timberland. W największym skrócie chodzi o lustra, które w rzeczywistości są kamerami, połączonymi z systemami Augmented Reality. Pozwalają nagrać siebie w 360 stopniach, porównać kreacje, przemierzać ubrania bez fizycznego ich zakładania oraz oczywiście, umożliwiają różnego rodzaju dodatkowe zabawy, takie jak dodanie / ujęcie sobie wagi / wzrostu czy zmiana koloru włosów. Lustro może też wyświetlać inne rekomendowane produkty albo szczegóły dot. materiału. Jeżeli chodzi o e-commerce, to np. Ray-Ban pozwala na przymierzenie okularów online na swojej stronie internetowej, dzięki wykorzystaniu kamerki i systemów Augmented Reality.
Automatyzacja magazynu
Ponownie świetnym przykładem jest Amazon, który zautomatyzował swoje magazyny robotami. Potrafią one się poruszać z prędkością 8 km/h i mogą podnosić ok. 300 kg paczki.
Rozwinięciem tej idei jest też tzw. Przemysłowy Internet Rzeczy (IIoT), czyli idea automatyzacji procesów produkcji. Wyobraźcie sobie taśmę produkcyjną, która na bazie zamówień ze sklepu online, tworzy automatycznie konfigurowalne produkty, ew. na bazie zamówień produkuje ich odpowiednią ilość, tym samym oszczędzając miejsce w magazynie.
HP Instant Ink
To kolejna usługa dostępna w Polsce – przy zakupie wybranych modeli drukarek HP można zgłosić się do programu, który automatycznie będzie zapewniał nam tusz. Nie tylko pozwala określić, jak często drukujemy (np. najmniejszy płatny plan to 50 stron miesięcznie – jeżeli nie wykorzystamy wszystkiego, to przechodzą one na kolejny miesiąc), ale też nasza drukarka wyśle powiadomienie do HP, kiedy tusz będzie się kończył i otrzymamy nowy wkład, zanim to się stanie. Wszystko dzieje się automatycznie, z naszego konta pobieraną są też raz na miesiąc pieniądze – nie musimy się więc martwić o to, że zabraknie nam tuszu. Co uważacie o takiej usłudze? Wydaje się wyjątkowo interesująca.
Diageo whisky
Dzięki wykorzystaniu indywidualnych kodów QR, producenci Johny’ego Walker’a zorganizowali bardzo ciekawą promocję na dzień ojca. W Brazylii można było zakupić butelkę, która dzięki połączeniu offline-online, pozwalała na stworzenie indywidualnego filmu z życzeniami dla osoby obdarowywanej. Nie tylko pozwoliło to na 72% wzrost sprzedaży produktów firmy Diageo, ale też akcja zapewniła wspaniałą promocję o wielomilionowym zasięgu.
Co ciekawe, dzięki wykorzystaniu czujników firma również zbadała, że ok. 50% wyszukań nazwy ich produktów na urządzeniach mobilnych, odbywa się w małej odległości od butelki – co oczywiście oznacza, że bardzo dużo osób czyta na temat danej whisky przy samej ladzie sklepowej – bez zastosowania Internet of Things takie dane byłyby niedostępne!
Bright BMBR
To bardzo oryginalne i ciekawe zastosowanie Internetu Rzeczy – kurtka, która ma w metce wszyty czip RFID, który zapewnia nam dostęp lub zniżki do wybranych restauracji, klubów czy galerii sztuki. Idealne uzupełnienie dla targetu marki: Młodych ludzi, szukających ciekawych wydarzeń, wystaw, koncertów. Wyobraźcie sobie, jakie to daje później możliwości promocyjne – np. podpięcie użytkownika do powiadomień o wydarzeniach w jego pobliżu, uzupełnionych w mechanizmy upsellowe. Przy okazji – mamy możliwość zidentyfikowania lokalizacji użytkownika, dzięki czemu nie wysyłamy mu powiadomień, kiedy jest za granicą, albo w innym mieście.
Wyobraźcie sobie, jak można to wykorzystać na szeroką skalę – np. hip-hopowa marka (np. Prosto), mogłaby wszywać chipy do bluz, a następnie informować o koncertach zaprzyjaźnionych raperów w okolicy, a nawet oferować zniżki na bilety. Zobaczcie, jaką to pozwala zbudować lojalność Klienta!
Promocje w Starbucks
Ta firma zdecydowała się wykorzystać technologię beaconów w Seattle, dzięki czemu Klienci wchodzący do kawiarni, otrzymywali powiadomienia o wyjątkowych promocjach, nowych smakach kawy, zniżkach na produkty z wyższej półki, etc. Co więcej – udało im się w ten sposób uzyskać bardzo wysoki współczynnik wykorzystanych kodów promocyjnych przy kasie. Innymi słowy – Internet of Things działa, a ludzie z niego korzystają.
Podobną technologię też wykorzystuje IKEA.
Lululemon – skanuj i poznawaj
Marka odzieżowa Lululemon wprowadziła system, gdzie Klienci w sklepach fizycznych, mogą za pomocą aplikacji zeskanować kod paskowy produktu. Po zeskanowaniu kodu z wieszaka trafiają na stronę produktu w sklepie online, gdzie mogą znaleźć rekomendacje, szczegóły dotyczące produktu, ale też recenzje innych zakupowiczek.
Powstał też inny ciekawy projekt, niekoniecznie sprzedażowy, a bardziej lifestyle’owy – Janela. Jest to aplikacja, która przetrzymuje informacje o wszystkich naszych ubraniach i pozwala tworzyć nowe kreacje, podzielić się nimi ze znajomymi, przypomina o nieużywanych rzeczach, a także pomaga się pozbyć starych ubrań.
BASF – Wybór wina
Bardzo innowacyjnym rozwiązaniem offline’owym jest system rekomendacji win firmy BASF. Działanie polega na tym, że Klient wchodzący do sklepu, może za pomocą tabletu wybrać czy interesują go słodkie wina, czy wytrawne. Czy będzie spożywał z nimi rybę, czy mięso. Czy lubi nuty korzenne, czy owocowe. Wreszcie – jaki przedział cenowy go interesuje. Po wybraniu odpowiednich opcji, system automatycznie podświetli butelki, które spełniają te założenia.
Amazon GO
Po raz kolejny przywołam giganta z Seattle – jest to jedna z czołowych firm inwestujących w Internet of Things. W tym wypadku chodzi o możliwość zamawiania produktów w sklepie bez podchodzenia do kasy. Przez 2017 rok, eksperymentowali z tym pomysłem, udostępniając tę usługę wyłącznie pracownikom. Od 22 stycznia 2018 można już w ten sposób dokonać zakupów w pierwszym oficjalnym sklepie Amazon GO.
W praktyce wygląda to następująco: przy wejściu skanujemy specjalny kod QR, który identyfikuje nas, następnie chodzimy po sklepie i wybieramy produkty. Monitoruje nas system kamer, czytników, czipów RFID i prawdopodobnie wiele dodatkowych systemów zabezpieczeń. Wychodzimy przez bramki, które zliczają produkty i automatycznie dokonują płatności w naszym imieniu, dzięki połączeniu z naszym kontem Amazon.
Jak zastosować Internet of Things w e-commerce w Twoim sklepie?
Powyższe przykłady miały zobrazować, jak szerokie jest spektrum zastosowań IoT. Jest nieskończona ilość możliwości, a jedynym ograniczeniem jest budżet, którym dysponujemy. Niestety rozwiązania takie są zazwyczaj kosztowne. Warto jednak śledzić trendy i szybko reagować, żeby pozostać konkurencyjnym.
Kilka pomysłów na przyszłość
Poniżej zamieściliśmy kilka przykładów, jak można wykorzystać Internet Rzeczy w e-commerce. Być może posłużą Wam jako zalążek pomysłu, pierwszy krok na drodze wdrożenia własnych rozwiązań Internet of Things.
Zastosowanie chipów RFID w ubraniach – im więcej ubrań danej marki masz na sobie, tym większą zniżkę otrzymujesz w salonie (jako ambasador marki).
System, który na bazie historycznych zamówień automatycznie wysyła dany produkt – np. karmę dla psów. Przykładowo: deklarujemy, że chcemy otrzymywać kg. karmy na miesiąc, po miesiącu otrzymujemy pytanie, czy mają wysłać karmę – nasz pupil jeszcze nie zjadł wszystkiego, więc wydłużamy wysyłkę o tydzień. W kolejnym okresie rozliczeniowym powiadomienie jest wysyłane po miesiącu i tygodniu, stwierdzamy, że ok, mogą wysyłać – dzięki temu system automatycznie “dostraja” się do naszych potrzeb.
Aplikacja mobilna, w której można podać swoje wymiary. System automatycznie wylicza procentowe wartości rozmiarów bioder, pasa, etc. i ustala typ sylwetki użytkownika. Później może rekomendować ubrania, które dobrze pasują do danego typu sylwetki, lub wysokości.
Karta Klienta z RFID, która automatycznie uprawnia nas do zniżek, albo informuje sprzedawcę o naszych poprzednich zakupach (żeby mogli poznać nasz styl i zaproponować nam inne ubrania, które będą nam pasowały). Powiadomienia o promocjach ograniczone czasowo. Przykładowo – przechodzimy obok sklepu i otrzymujemy powiadomienie z licznikiem: “Trwa promocja na produkt X, zakup go w 20 minut, żeby otrzymać 30% zniżki”.
Mamy nadzieję, że w artykule znaleźliście dużo ciekawych pomysłów i że niedługo zaczniemy coraz częściej spotykać je w polskim internecie.
Jakie znacie polskie firmy, które stosują IoT? W jaki sposób jest on wykorzystywany?
Jakie najlepsze przykłady Internetu Rzeczy możecie podać?
Jak w 5 krokach motywować pracowników zespołu sprzedaży – kanibalizacja zamówień B2B.
Jednym z wielu wyzwań, z którymi muszą się mierzyć firmy wprowadzające sprzedaż online w modelu B2B, jest tzw. kanibalizacja zamówień. Część procesu, który normalnie przechodziłyby przez zespół sprzedażowy, zapewniając im tym samym wynagrodzenie, teraz będzie składany “automatycznie” poprzez sklep online. Sprzedawcy mogą słusznie obawiać się o ich pozycję w firmie, a także o spadek wynagrodzenia (w większości opierają się na systemach prowizyjnych). Jak można sobie z tym poradzić i motywować pracowników do pracy z nowym systemem?
Prowizja dla sprzedawcy
Najprostszym rozwiązaniem, jednak takim, które nie jest dostępne dla wszystkich firm, jest udostępnienie prowizji sprzedawcom za sprzedaż online. Podczas podejmowania takiej decyzji należy pamiętać, że to sprzedawca wypracował relację z Klientem i to on dalej jest “opiekunem”, z którym Klient będzie się kontaktował. Wysokość tej prowizji jest kwestią indywidualną, warto jednak również zastanowić się nad tym, co będzie się działo z nowymi Klientami. Możemy automatycznie przydzielać ich do sprzedawców w zależności od ich obciążenia lub ręcznie decydować o przypisaniu sprzedawca – Klient. Istnieje też połowiczne rozwiązanie, które pozwala Klientowi na złożenie zamówienia, ale też na zapytanie o ofertę – wtedy sprzedawca będzie w stanie określić czy może zaproponować lepsze warunki niż te widoczne w systemie online.
Nie wszystkie firmy mogą jednak pozwolić sobie na taki ruch – nie jest to zresztą nic dziwnego – systemy online mają za zadanie zautomatyzować pewne procesy i zmniejszyć koszt obsługi Klienta. Co więc zrobić w takim przypadku? Na pewno warto się zastanowić jakie dodatkowe profity może nieść sprzedawcy system e-commerce.
Obsługa drobnych Klientów
Zacznijmy od tego, jakie problemy rozwiązuje. Jednym z podstawowych jest obsługa drobnych Klientów, na których normalnie sprzedawca musiałby poświęcać czas, a których zamówienia nie przekładałyby się znacząco na jego prowizję. Dzięki systemowi online może on zrobić im krótkie, jednorazowe szkolenie i zdjąć z siebie znaczną część zobowiązań – uwolni to jego czas, dzięki czemu będzie mógł się lepiej zaopiekować kluczowymi Klientami, tj. tymi, którzy przynoszą mu większą prowizję.
Systemy B2B online mają też drugą zaletę – dzięki temu, że konto można założyć zdalnie, można w ten sposób obsłużyć też mniejszych Klientów, do których normalnie nie opłacałoby się odzywać. Za każdego nowego Klienta w systemie możemy sprzedawcy zapewnić prowizję, a jedyną jego pracą będzie pierwszy kontakt telefoniczny, lub ew. wprowadzenie Klienta do systemu online oraz przeprowadzenie krótkiego szkolenia.
Oszczędność czasu
Należy też pamiętać o tym, że większość telefonów od Klientów dot. systemów B2B dotyczy jednego z 3 elementów:
Ile ten produkt będzie mnie kosztował / jaką zniżkę mogę otrzymać?
Czy ten produkt jest obecnie dostępny na stanie?
Jaki jest status mojego zamówienia?
Udostępniając Klientom system online, gdzie będą w stanie sami sprawdzić te informacje, uwalniamy gigantyczne pokłady czasu sprzedawcy, dzięki którym może zdobyć nowych Klientów oraz lepiej obsłużyć obecnych.
Zrób dla niewielu to, co chciałbyś móc zrobić dla wszystkich.
Wzmocnienie relacji biznesowej
Kolejnym krokiem, który warto wykonać, żeby motywować pracowników i pokazać im, że e-commerce nie jest taki straszny, jest powiązanie każdego konta Klienta ze sprzedawcą – tym samym pokażemy Klientowi, kto jest jego opiekunem i jak się z nim skontaktować. Jeżeli dysponujemy zdjęciami pracowników, to możemy je dodać, żeby wzmocnić relację biznesową. Taki system może zostać uzupełniony też w narzędzie komunikacyjne (typu CRM), które pozwoli na szybki kontakt z opiekunem. Ciekawym rozwiązaniem jest przycisk “skontaktuj się ze mną”. Po wciśnięciu sprzedawca otrzymuje informację, że jego Klient potrzebuje pomocy, a system mierzy czas reakcji / satysfakcję Klienta.
Jeżeli chcemy zaoferować dodatkową wartość nie tylko Klientowi, ale też naszemu działowi sprzedaży, to warto przygotować dedykowany panel dla sprzedawcy, gdzie będzie w stanie znaleźć istotne informacje, takie jak:
Data ostatniego zamówienia Klienta.
Liczba zamówień per Klient.
Prowizja w zależności od Klienta.
Prowizja, którą otrzyma sprzedawca na koniec miesiąca.
Często kupowane produkty.
Nowe promocje dostępne w systemie.
Historia zakupów Klienta.
Status zamówień Klienta.
Lista opuszczonych koszyków.
Lista zakupowa Klienta
Takie narzędzie może być bardzo przydatne w rozmowach z Klientem – sprzedawca będzie w stanie zaproponować dodatkowe promocje/usługi i tym samym zwiększyć wartość zamówienia.
Bogate treści
Ostatnim elementem, który może motywować pracowników do pracy w systemie B2B, są bogate treści. W zależności od sprzedawanych produktów sprzedawca musi czasami zabierać ze sobą pudła pełne materiałów promocyjnych, gazetek, ulotek, katalogów. W przypadku narzędzia online może to być wszystko dostępne z poziomu ekranu tabletu. Co więcej, jeżeli mamy dodatkowe informacje takie jak instrukcja obsługi produktu, video z jego zastosowaniem, komentarze użytkowników, benchmarki – są to wszystko ważne narzędzia, które sprzedawca będzie mógł wykorzystać w swojej codziennej pracy i być może łatwiej będzie mu się pogodzić z wprowadzaniem nowego narzędzia.
Projektowanie systemu
Bardzo ważnym elementem jest zaangażowanie sprzedawcy na etapie projektowania systemu. Warto zrobić kilka sesji, gdzie architekt UX będzie obserwował interakcje sprzedawcy z Klientem – zobaczy jakie są typowe zachowania i problemy. Dodatkowo warto zrobić warsztaty makietowe z zespołem sprzedawców. Dać im gotową makietę systemu, a następnie poprosić o wykonanie kilku typowych zadań, np.:
Zamów produkt z kategorii kredki.
Sprawdź jakie masz dostępne promocje i dodaj je do koszyka.
“Klient pyta o status swojego zamówienia o numerze X, spróbuj je znaleźć i odpowiedz na pytanie Klienta”.
Końcowym elementem takich warsztatów jest też otwarta dyskusja o tym, jak się korzystało z narzędzia – jakie widzą problemy, zalety, czy chcieliby z niego korzystać i jak może im ono pomóc w codziennej pracy. Nie zapominajcie, że w przypadku systemu B2B mamy dwa skrajnie różne typy użytkowników – Klienta i sprzedawcę. System musi być zaprojektowany dla jednego i drugiego.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu na temat kanibalizacji zamówień B2B. Daj nam znać, co o nim sądzisz i jakie są Twoje doświadczenia z systemami B2B.
Daj też znać, jeżeli:
Spotkałeś się z oporem działu sprzedaży i jak sobie z nim poradziłeś/aś.
Masz inne przykłady wartościowych funkcji dla sprzedawców, które pozwalają motywować pracowników?
System PIM – poznaj 5 najważniejszych faktów.
PIM to skrót od Product Information Management, czyli systemu do zarządzania informacjami o produkcie. Jest to rozszerzenie systemu e-commerce, które pozwala na wygodniejsze i szybsze zapanowanie nad wszystkimi danymi produktów. Zobacz, co możesz zyskać, wykorzystując system PIM w Twoim biznesie.
Jaki system PIM wybrać?
Ogólnie rzecz biorąc, na rynku znajdziesz dużo alternatyw dla takich systemów. Jedne z popularniejszych to jednak Pimcore i Akeneo.
Pimcore jest bardzo często uważany za znacznie bardziej złożony i mniej intuicyjny program. Akeneo jest zaprojektowany tak, żeby upraszczał nam życie, a nie je utrudniał. Trochę, jak z produktami Apple vs PC – cenimy sobie, kiedy system, na którym pracujemy, jest intuicyjny.
Musimy jednak przyznać, że przynajmniej jeżeli chodzi o wersję out-of-the-box, Pimcore ma znacznie więcej funkcji. Ma wersjonowanie wraz z możliwością przywrócenia dowolnej z historycznych wersji danych produktu. Dodatkowo posiada też podgląd i możliwość dodawania rich media i kalendarz, kiedy opublikować dany produkt. To wszystko daje nam niesamowicie dużo kontroli. Pytanie, czy tego szukacie? Każdy biznes będzie podchodził do tego inaczej. Jednym zależy na prostocie, a drugim na funkcjach.
Warto wspomnieć jeszcze o koszcie wyszkolenia pracownika: Akeneo ma znacznie prostszą krzywą uczenia się. Około 30 minut wystarczy, żeby doskonale poznać ten system. Pimcore natomiast, wymaga prawdopodobnie kilku godzin, jeżeli nie dni, żeby poczuć się w nim pewnie.
System PIM- czy ja go potrzebuję?
Prawda jest taka, że wszystkie systemy e-commerce, po części są systemami PIM. Możesz w nich przetrzymywać informacje o produktach, a nawet czasami wykorzystywać je, jako źródło danych dla zewnętrznych systemów. Nie znamy jednak platformy e-commerce, która zawierałaby wszystkie funkcje tradycyjnie spotykane w PIMie, czyli np. procent wypełnienia danych o produkcie, czy możliwość wprowadzania danych przez jedną osobę, a zaakceptowania przez drugą.
System PIM może być dla Ciebie dobrym rozwiązaniem, jeżeli:
1. Masz wiele źródeł danych o produktach (np. chcesz zatrudnić zewnętrzną osobę od copywritingu lub otrzymujesz opisy od dostawcy). Jest to ciekawe narzędzie, jeżeli np. 5 osób w Twoim zespole odpowiada za różne elementy układanki, np. jedna za dostarczenie zdjęć, inna za opisy, jeszcze inna za modyfikacje SEO, a kolejna za przypisanie produktów powiązanych.
2. Masz wiele wersji językowych i musisz je przetłumaczyć. Np. Akeneo pozwala otworzyć jeden język obok drugiego, dzięki czemu szybko można przetłumaczyć dane produktu.
3. Masz problemy z jakością danych w produktach – są niepełne, mają niewłaściwe atrybuty, złe zdjęcia, etc.
4. Posiadasz multichannelowe rozwiązania i potrzebujesz jednego, spójnego źródła danych.
5. Twoje nazwy i opisy są niedostosowane pod SEO i chcesz, żeby zrobiła to oddzielna komórka w firmie, albo zewnętrzna firma.
Jak to wygląda w praktyce?
System PIM jest zewnętrzną bazą produktów, która może łączyć się z Twoim sklepem online, sklepami fizycznymi, infolinią, a także być wykorzystywana, jako źródło danych dla katalogów i broszur.
W przypadku integracji z takim systemem albo importujemy produkty, albo jeżeli dopiero zaczynamy – wprowadzamy je do systemu PIM, skąd, jeżeli spełniają wszystkie założenia, trafiają do sklepu.
Możemy np. założyć, że produkt musi mieć nazwę, krótki opis, długi opis, rozmiar, kolor i zdjęcie. Jeżeli nie posiada tych elementów – nie zostanie opublikowany.
Możemy oczywiście tak ustawić system PIM, że to nie stopień wypełnienia, ale data publikacji jest najważniejsza. W tym przypadku niezależnie od tego, czy produkt ma wszystkie pola wypełnione, zostanie opublikowany o konkretnej porze.
Systemy PIM też potrafią zarządzać kategoryzacją produktów – co więcej, często pozwalają też stworzyć różne kategoryzacje dla różnych systemów – np. jeden do sklepu internetowego, a inny do aplikacji mobilnej.
DAM – Digital Asset Manager
Niektóre systemy PIM mają też wbudowane moduły DAM. Mogą one służyć zarówno do przypisywania zdjęć, video czy innych plików cyfrowych do produktów, jak i do dbania o jakość naszej bazy. Przykładem takiej funkcji, jest wymuszenie, żeby zdjęcie dodawane jako główne zdjęcie produktowe miało 900 na 900 px i miało odpowiednie rozszerzenie pliku.
Dzięki temu nie musimy się przejmować, że po wgraniu na produkcję coś nas zaskoczy i nie będzie poprawnie wyglądało.
Co w ogóle daje nam system PIM?
Największą zaletą korzystania z takiego systemu, jest możliwość nadzorowania jakości nad danymi w naszych produktach. W łatwy sposób możemy zobaczyć, które z nich są uzupełnione, a w których czegoś brakuje. W przypadku Akeneo przypomina to trochę rozwiązanie grywalizacyjne – tj. widzisz postęp uzupełniania (ile brakuje Ci procent do uzupełnienia całości).
Systemy PIM są tworzone z myślą o współpracy. Niezależnie od tego, czy jest to mały zespół wewnętrzny content-managerów, zewnętrzny copywriter, agencja SEO, czy wszystkie trzy pracujące w tym samym czasie – będą mogli pracować jednocześnie, nad różnymi elementami układanki contentowej. Najlepsze jest jednak to, że finalną akceptacje – czy coś ma trafić na produkcję – możemy zostawić sobie.
Dzięki systemom PIM jesteś w stanie zapanować nad opisami, zdjęciami, cenami, kategoriami oraz atrybutami produktów w wielu różnych kanałach – wszystko z poziomu jednego panelu administracyjnego. Jeżeli wydaje Ci się, że taki system może okazać się to przydatny dla Twojego biznesu, wypróbuj:
Akeneo – jeżeli zależy Ci na podstawowych funkcjach, intuicyjności i prostej obsłudze;
Pimcore – jeżeli chcesz mieć zaawansowane narzędzie PIM + DAM, które będzie wymagało od Ciebie prawdopodobnie przeczytania długiej instrukcji.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Dajcie znać czy korzystacie z systemów PIM oraz które polecacie.
Omnichanel a sklep online – jak wdrożyć go w swojej firmie?
Czym właściwie jest omnichannel? Najprostszą definicją byłoby stwierdzenie, że omnichannel oznacza pełne połączenie różnych źródeł zakupu, tj. sklepu online, salonów offline, infolinii, aplikacji mobilnej itd. Chodzi tu o przepływ informacji między systemami i wynikającą z tego przepływu wartość dodaną.
Najłatwiej dokładnie zobrazować czym jest omnichannel, poprzez przyjrzenie się 7 kryteriom, wg których oceniane były firmy w raporcie Total Retail. Polecamy zapoznanie się z raportem oraz z rozwiązaniami, które oferują te firmy:
Czy firma oferuje sprzedaż online?
Czy firma oferuje odbiór w sklepie fizycznym? (w domyśle: produktów zakupionych online);
Czy firma udostępnia wyszukiwarkę, która pozwala sprawdzić produkty dostępne w danym sklepie?
Czy firma umożliwia współdzielenie koszyka (np. między wersją komórkową a komputerem)?
Czy punkty (lojalnościowe) można zdobyć i wykorzystać w każdym z kanałów (tj. offline i online)?
Czy produkty można zwrócić zarówno offline, jak i online (w domyśle: czy produkt zakupiony online można zwrócić offline i vice versa);
Czy obsługa Klienta jest dostępna w minimum 3 kanałach (np. obsługa telefoniczna, chat-bot i obsługa fizycznego sklepu);
Czy cenniki produktów są spójne między kanałami (tj. między sklepem online a sklepami offline);
Tę listę można byłoby rozszerzać w nieskończoność, np. o pytania: “Czy dane o użytkownikach są przekazywane między kanałami?” “Czy te same promocje obowiązują w sklepach fizycznych co online?”. Powyższa lista pozwala jednak doskonale zobrazować sobie, na czym polega omnichannel i tym jak szerokie jest to pojęcie.
Czym nie jest omnichannel?
Wiemy już o tym, czym jest omnichannel, warto się teraz zastanowić nad tym, czym nie jest. Otóż 99,9% sklepów, które przechodziły Ci przez głowę, kiedy czytałeś powyższą listę, nie są omnichannelowe.
Podział wygląda następująco:
Multichannel – osobne kanały niewchodzące między sobą w interakcje. Np. sklep fizyczny pod tą samą nazwą co online, ale obydwa mają inne ceny i różniący się asortyment.
Crosschannel – pewna interakcja kanałów. Np. sklep fizyczny z tymi samymi produktami w tych samych cenach co online, ale bez możliwości zwrotu towaru online poza sklepem internetowym. Innym przykładem może być sieć salonów oraz sklep online. W sklepie online można sprawdzić dostępność produktów w każdym ze sklepów fizycznych, ale w sklepie fizycznym już nie można tego zrobić. Innymi słowy: omnichannel, ale nie w pełni.
Omnichannel – to co opisane powyżej, ale w pełni zintegrowane. Tj. produkt, który kupię offline, mogę zwrócić online. Punkty, które zdobyłem online, mogę wymienić offline na dodatkowy produkt. Ekspedientka w sklepie fizycznym ma dostęp do mojej historii zakupowej, a także mojej listy życzeń.
Omnichannel nie ma znaczenia?
Zacznijmy od antyprzykładu. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Przed wizytą u lekarza musimy zrobić badania krwi. Znajdujemy punkt pobrań, sprawdzamy ofertę, wybieramy pakiet badań i sprawdzamy cenę. Idziemy wykonać badanie. Pech chce, że w kolejce czekają 3 osoby i musimy poczekać ok. 20 minut na swoją kolej.
– “Dzień dobry, chciałbym pobrać krew. Pakiet X.” – “Świetnie. Poproszę kod.” – “Jaki kod?” – “No kod. Dostał go Pan, jak Pan kupował badanie”. – “Ale ja jeszcze nie kupowałem badania. Chciałem to zrobić tutaj u Państwa.” – “Nie, ja nie mogę. Musi Pan kupić online i wrócić do mnie z kodem.”
No więc efekt finalny jest najczęściej następujący:
Straciliśmy 20 minut (mogliśmy w tym czasie już zakupić pakiet ).
Zmarnowaliśmy kolejne 5 – 10 minut na złożenie zamówienia przez komórkę i oczekiwanie na kod.
Podawanie obsłudze 12–16 alfanumerycznego (!) kodu słownie…
Konieczność ponownego podawania danych osobowych.
Jeżeli więc:
mielibyśmy gorszy dzień,
spieszylibyśmy się,
nie mieli internetu,
mieli mało baterii w komórce,
nie lubili płacić online,
nie mieli przy sobie wszystkich potrzebnych danych,
nie mieli dostępu do e-maila,
nie wzięlibyśmy okularów,
nie mieli cierpliwości,
zapomnielibyśmy komórki
to opuścilibyśmy ten punkt pobrań i udali się w inne miejsce. Jest to bardzo dużo powodów, dla których moglibyśmy zrezygnować z tej transakcji. Na miejscu właściciela, warto byłoby się zastanowić jak zoptymalizować ten proces.
Dlaczego warto wprowadzić Omnichannel?
Jest kilka powodów, dla których warto się nad tym pytaniem zastanowić. Po pierwsze: pozwala to ulepszyć jakość naszej obsługi Klienta i wypracować przywiązanie do naszej marki.
Zastanów się, jak Klient odebrałby następującą sytuację:
Jesteś w sklepie obuwniczym. Pokazałeś obsłudze produkt z ich strony internetowej. Ibsługa sprawdziła, że na miejscu nie ma odpowiedniego rozmiaru. Pracownicy pokazali Ci jednak model, więc mogłeś go już dotknąć i poczuć. Ekspedientka zadzwoniła do innego salonu w pobliżu i dowiedziała się, że tam jest but w odpowiednim rozmiarze. “Jeżeli będzie Pan jeszcze trochę chodził po centrum handlowym, mogę poprosić o dowiezienie buta. Będzie tu za ok. godzinę. Jeżeli nie chcę Pan czekać, mogę Panu zamówić go z dostawą do domu – powinien już jutro u Pana być”.
Jeden z wartych zapamiętania cytatów pochodzi od firmy Temkin Group zajmującej się consultingiem oraz zapewnianiem jak najlepszego poziomu obsługi Klienta.
Lojalni Klienci 5x częściej kupują, 5x łatwiej wybaczają, są 7x bardziej zainteresowani nową ofertą i 4x bardziej skłonni do polecenia naszej firmy.
Zdecydowanie jest więc o co walczyć.
Ale czy to wszystko?
Nie, poza jakością obsługi Klienta, są jeszcze dwa elementy, na które warto spojrzeć: Reklama i koszty magazynowe.
Reklama opiera się na danych. Jeżeli prowadzisz sklep online, to zapewne w jakiś sposób segmentujesz Twoich Klientów. Tworzysz profile, dzielisz na mniejsze grupy i każdej z nich wyświetlasz inne reklamy. Matkom kierujesz ofertę dla dzieci, a mężczyznom informację o zbliżającym się dniu kobiet. Dzięki podejściu omnichannelowemu możesz po pierwsze zyskać znacznie więcej danych (bo możesz połączyć dane z różnych źródeł), ale też wykorzystać dane z jednego źródła w innym.
Koszty magazynowe – jednym z największych wyzwań sklepów fizycznych jest inwentaryzacja i zamawianie nowych produktów. Ile produktów mam dostępnych, w jakich rozmiarach? Jak pozbyć się starej kolekcji? Jle powinienem wyprodukować nowej, żeby produkcja kosztowała mnie jak najmniej, a żebym nie miał ryzyka “utopienia” znaczących pieniędzy w produktach, których nie uda mi się sprzedać.
Dużą zaletą omnichannelu jest fakt, że informacja o zainteresowaniu i zapotrzebowaniu na produkty pochodzi z wielu źródeł. Można więc znacznie dokładniej wyliczyć zapotrzebowanie. Dodatkowo – integracja między kanałami pozwala na sprzedanie mniej “chodliwych” produktów. Np. jeżeli w jednym sklepie nie możemy sprzedać konkretnych butów, można spróbować sprzedać je online, albo w innym salonie.
Omnichannel a sklep online – przykłady rozwiązań
Zobaczmy więc teraz kilka przykładów elementów, które możesz wprowadzić w Twoim biznesie, które pozwolą Ci otworzyć drogę do omnichannelu. Niektóre z tych zmian są małe i wymagają niewielkich nakładów finansowych, inne mogą wymagać tygodni przygotowań. Każda z nich będzie wymagała jednak pewnych zmian w samej organizacji – nie da się wprowadzić omnichannelu bez poinformowania / wpłynięcia na poszczególne działy w firmie.
1. Wybitna strona na urządzeniach mobilnych.
Najważniejszym elementem strategii omnichannelowej jest zapewnienie wielu źródeł dostępu. Jednym z podstawowych jest dostosowanie sklepu online do urządzeń mobilnych. Aż 42% konsumentów analizuje swoje zakupy online podczas wizyty w sklepie fizycznym. Czy jest to sprawdzenie oferty, promocji, wyszukanie okazji – większość będzie odbywała się na stronie internetowej Twojej marki. Warto o nią zadbać. Możesz w ten sposób znacząco zwiększyć sprzedaż między kanałami.
2. Stałe cenniki.
To jeden element, który pojawił się stosunkowo niedawno, ale którego coraz większa część konsumentów oczekuje. Jeżeli przeglądam katalog produktów online (czyli np. sklep online), to oczekuję, że po wejściu do sklepu fizycznego zastanę podobne, jeżeli nie te same ceny. Kwestia reguł promocyjnych jest bardziej złożona, bo często występują specyficzne reguły dla kanału online, ale ogólna strategia marketingowa marki, wraz z całą identyfikacją wizualną, powinna być jak najbardziej spójna.
3. Internet w salonach.
Prostym elementem, który można wprowadzić do sklepów fizycznych, w celu wzmocnienia integracji między źródłami, jest zaoferowanie w salonie darmowego internetu dla Klientów. Nie tylko wzmacnia to pozytywny obraz marki, ale zwiększa też średni czas wizyty Klienta (tym samym zwiększa prawdopodobieństwo, że Klient dostrzeże coś, co mu się spodoba). Dodatkowo – można taki darmowy internet wykorzystać jako narzędzie promocyjne – np. poprzez specjalny Landing Page, albo poprzez zbieranie adresu e-mail.
4. Możliwość sprawdzenia stanów magazynowych.
Jednym z ciekawszych elementów w przypadku omnichannelu, jest możliwość sprawdzania stanów poszczególnych produktów w sklepach fizycznych online. Jest to bardzo praktyczne działanie, ponieważ możemy sprawdzić dostępność interesujących nas produktów w danym salonie bez opuszczania domu. Warto jednak zwrócić uwagę, że jest to również dosyć duże wyzwanie organizacyjne dla firmy. Niewłaściwe wdrożenie tego rozwiązania może powodować bardzo dużą frustrację u naszych Klientów – podróż do salonu, żeby dowiedzieć się, że produktu jednak w nim nie ma, jest wyjątkowo kosztowna dla wizerunku marki.
5. Możliwość zarezerwowania produktu.
Innym ciekawym rozwiązaniem jest możliwość zarezerwowania produktu. W praktyce jest to bardzo trudne do wprowadzenia ze względów organizacyjnych, ponieważ z jednej strony przydatne byłoby potwierdzenia rezerwacji przez ekspedientkę (co oczywiście może nie być możliwe, ponieważ akurat obsługuje innego Klienta). Dodatkowo problemem są zmieniające się terminy rezerwacji. Np. w wielu sieciach w weekendy produkt można zarezerwować tylko na 30 minut, z powodu na większą możliwość sprzedania.
6. Możliwość odebrania produktu w salonie.
To kolejne z ciekawszych rozwiązań, jakie można zastosować w omnichannelu. Nie tylko dla Klienta jest rozwiązaniem wygodnym (bo w dużym uproszczeniu otrzymują dużą sieć dodatkowych punktów odbioru – mogą np. odebrać produkt w salonie obok pracy). Dla samej firmy jest to też świetne narzędzie – osobę, która przychodzi do salonu w celu odebrania paczki, łatwo można przekonać do dodatkowych zakupów, np. oferując mu produkty upsellowe.
7. Punkty lojalnościowe.
Trochę bardziej wymagająca od strony programistycznej, ale jednocześnie bardzo przydatna (jeżeli mamy dużą sieć sklepów fizycznych), może być aplikacja do zbierania punktów online. Punkty można zbierać zarówno za zakupy online, jak i offline, podobnie można wykorzystać te punkty w obydwu kanałach. Mając taką kartę lojalnościową, zdobywamy gigantyczną przewagę – Klienci często będą wybierali nasz sklep nad konkurencją w celu zdobycia dodatkowych punktów / wykorzystania istniejących.
8. CRM.
Ciekawym rozwiązaniem, które istniało już dawno temu, zanim jeszcze świat usłyszał o omnichannelu, są systemy CRM (od Customer Relation Management – zarządzanie relacją z Klientem). Wprowadzenie takiego systemu do Twojej organizacji może drastycznie wpłynąć na sprzedaż w Twoich sklepach. Załóżmy, że Klient dzwoni do centrum obsługi Klienta i pyta o dostępność danego produktu. Obsługa wie, że paczki zamawia zazwyczaj do Wrocławia, wiec sprawdza dostępność w salonach we Wrocławiu. System CRM przetrzymuje też zawartość naszej listy życzeń, a także historycznych zamówień, dzięki czemu sprzedawca w sklepie może z łatwością poznać nasz styl i doradzić nam inne produkty. Obecnie problemem jest rozpoznanie danego Klienta w sklepie fizycznym, ale po pierwsze można to zrobić za pomocą karty lojalnościowej, a po drugie – na pewno istnieją już systemy, które potrafią rozpoznać człowieka i porównać go do naszej bazy. Jeżeli taka wizja wydaje Ci się przerażająca, to można zastosować uproszczoną jej wersję: Po zeskanowaniu produktu przy kasie, Klientowi może się wyświetlać “Inni Klienci zakupili też…”
Omnichannel jest rozległym tematem i można na jego temat napisać sporo artykułów. Dajcie znać, jak wprowadzacie multi-channel u siebie i co u Was sprawiało najwięcej problemów. Dajcie też znać czy wg Was warto to wprowadzać.
Jak testować sklep e-commerce – 5 cennych porad.
Z naszego doświadczenia wynika, że znaczna część właścicieli nie testuje swoich własnych sklepów e-commerce. Przyczyna jest prosta – łatwo jest założyć, że skoro codziennie widzimy nasz sklep, to orientujemy się czy coś w nim działa niewłaściwie. Niestety nie zawsze tak jest. W dzisiejszym artykule postaramy się wytłumaczyć, jak i kiedy należy testować sklep e-commerce.
Dlaczego testować sklep e-commerce?
Zacznijmy od kilku przykładów z życia wziętych. Pierwszy dotyczy średniego sklepu, który zauważył podczas comiesięcznej analizy google analytics, że znacząco spadła mu konwersja w sklepie. Po krótkiej analizie okazało się, że wygasł certyfikat SSL i w kasie zamiast wyboru płatności pojawiał się biały ekran przeglądarki, z ostrzeżeniem, że witryna nie jest bezpieczna. Oczywiście większość użytkowników nie kończyła procesu zakupowego.
Drugi przykład dotyczy innego właściciela sklepu, który po kilku tygodniach od wystąpienia błędu odkrył, że jego domena znalazła się na czarnej liście, przez co maile automatycznie trafiały u większości osób do skrzynki spamowej. Klienci nie dostawali więc:
Potwierdzenia zamówienia
Potwierdzenia zapisu do newslettera
Potwierdzenia wysyłki przesyłki z kodem trackującym
Błędów tych można było łatwo uniknąć, jeżeli tylko właściciel sklepu wprowadziłby pewne cykliczne działania. Jak więc najlepiej testować sklep e-commerce?
Jak często testować sklep e-commerce?
To najtrudniejsze pytanie, które można sobie zadać. W zależności od liczby zmian programistycznych w sklepie proponujemy robić to co tydzień lub co miesiąc. Nie rekomendujemy przeprowadzania testów rzadziej niż raz na miesiąc, ponieważ ew. błąd może wtedy przynieść bardzo duże straty finansowe. Proponujemy też nie wykonywać testów częściej niż raz na tydzień, ponieważ mamy szereg innych działań związanych z promocją, obsługą zamówień, kontaktu z Klientem, etc. którymi powinniśmy się zająć. Jest jednak jedno odstępstwo od tej reguły.
Niezależnie od cyklicznych testów, za każdym razem, kiedy wprowadzaliśmy dużą zmianę programistyczną (np. dotyczącą płatności, koszyka/kasy, systemu, serwerów, SSL-a, etc.), powinniśmy dokładnie przetestować sklep. Oczywiście zazwyczaj takie testy wykonuje software-house, który wprowadza zmianę, jednak oni w 99% testują tylko główną ścieżkę zakupową.
To naszym zadaniem jako właściciela biznesu jest zapewnienie poprawnego działania sklepu.
Jest to zadanie, o którym łatwo zapomnieć w natłoku innych działań. Z tego powodu proponujemy dodać sobie cykliczną rezerwację na godzinę w tygodniu i traktowanie tej rezerwacji jako priorytet. Dobrze sprawdzają się zadania dodane do kalendarza albo, jeżeli nie stosujesz kalendarza, to ustawienie przypomnienia w komórce. Powinno ono jednak być cykliczne i przede wszystkim respektowane.
Jak testować sklep e-commerce tworząc persony?
Persona to termin, który powstał w końcówce lat 90’. Określa archetyp osoby korzystającej z systemu, a bardziej po ludzku – określa “typ” osoby, która używa Twojego sklepu. Bardzo często jest wykorzystywany przy projektowaniu systemów (nie tylko e-commerce), ponieważ dzięki nim można określać czy system będzie oczywisty nie tylko dla człowieka, który go tworzy, ale też dla innych ludzi. Dzisiaj proponujemy wykorzystać to narzędzie do testowania sklepu. Na nasze potrzeby proponujemy stworzyć 3–4 persony.
Jak je przygotować? Zacznij od opisania swoich Klientów, najlepiej tych, których poznałeś osobiście, albo telefonicznie. Spisz listę kilkunastu Klientów i spróbuj opisać każdego z nich:
Jak często robi zakupy?
Co kupuje?
Czy kupuje pojedynczy produkt, czy więcej niż jeden?
Jaka jest jego motywacja/co chce osiągnąć w sklepie/co jest jego celem (poza oczywiście “zakupić produkt”)?
Ile ma mniej więcej lat?
Jak często korzysta z internetu?
Jak często korzysta z innych sklepów online?
Czy wymaga kontaktu osobistego (telefonicznego, chatu, spotkania z obsługą Klienta)?
Jak wygląda jego sytuacja rodzinna (możesz przyjąć tutaj założenia)- żonaty/mężatka, czy ma dzieci, ile?
Z jakich urządzeń korzysta i jak często? (komputer, komórka, tablet)
Jak przygotujesz taką macierz, to powinieneś być w stanie zobaczyć pewne grupy osób, takie jak:
Kobieta 50+ z dwójką dzieci, mężatka, rzadko korzysta ze sklepów online.
Nastolatek, 15 lat, lubi przeglądać ofertę, ale sam nie kupuje (prawd. prosi o to rodziców).
Postaraj się przygotować 3–4 takie grupy, które występują w Twoim sklepie. Pomocnym narzędziem jest też Google Analytics (a dokładniej zakładka demografia).
Tworzenie person
Następnym krokiem jest stworzenie profili tych person. Na chwilę zapomnij o prawdziwych użytkownikach i stwórz jednego fikcyjnego reprezentanta tej grupy (uwaga! Daj mu imię/nazwisko. Dobrą praktyką jest też znalezienie zdjęcia, które pasowałoby do tej persony). Przykład takiego profilu to:
—
Imię / nazwisko: Jan Kruszyński
Zawód: Nauczyciel szkoły średniej
Zainteresowania: Historia, podróże po Polsce
Wiek: 57 lat
Stan: Żonaty, dwójka dzieci – Franio (12 lat) i Agatka (7 lat)
Internet: Korzysta ok. 2 razy na tydzień, głównie w weekendy, raz w tygodniu sprawdza pocztę e-mail. Korzystał z zamówień online tylko kilka razy w życiu – raz kupił Franiowi grę komputerową, w Twoim sklepie szuka artykułów papierniczych (dziennika, pióra, kałamarza). Jest cierpliwy.
Motywacje zakupowe: lubi rzeczy ładne (np. skórzane notatniki), lubi porównać różne wersje, zna swoje ulubione marki
Możliwości finansowe: Dla siebie nie więcej niż 100 zł, na prezent do 200 zł.
Co go irytuje: nie ufa internetowi, boi się, że ktoś go może okraść/paczka może nie dojść.
—
Jak testować sklep e-commerce personami?
Dlaczego należy rozpisać jego personę tak dokładnie? Pozwala to na postawienie się w jego roli. Dzięki temu możemy “włożyć jego buty” i spróbować spojrzeć na sklep z jego perspektywy. Przykładowo – wchodząc na stronę główną, nie myślimy “dodaję produkt do koszyka, a następnie klikam w górnym prawym rogu w koszyk“, tylko “Jako Jan zobaczyłem pióro, które wydaje mi się idealne. Klikam w produkt, chciałbym się upewnić, że przyjdzie z dobrą stalówką. Wiem, że lubię pisać stalówkami o grubości F/M – gdzie mogę znaleźć taką informację na stronie“.
Dzięki personom otrzymujemy też wiele różnych scenariuszy testowych. Jeden typ użytkownika będzie wchodził na stronę, zakładał konto, a dopiero później kupował, inny będzie porównywał wiele produktów, jeszcze inny będzie próbował zrobić zakupy w jak najkrótszym czasie. Za każdym razem, kiedy testujemy, możemy więc brać jeden z typów użytkowników i próbować wcielić się w ich skórę.
Dzięki temu będziemy w stanie przetestować wszystkie/większość funkcji systemu, nawet jeżeli część z nich jest wykorzystywana bardzo rzadko. Dobrym narzędziem jest napisanie też na początku testów konkretnego celu dla użytkownika. W przypadku powyżej byłoby to “kupienie pióra wiecznego za mniej niż 100 zł, ze stalówką F/M“. Jedna ważna uwaga – jeżeli mamy określony cel to możemy rozpocząć przygodę z testowaniem sklepu od wyszukiwarki (Google / Yahoo / Bing). Zastanówcie się jakich fraz szukaliby Wasi użytkownicy i upewnijcie się, że sklep da się znaleźć, wprowadzając te frazy. Jeżeli nie to oznacza, że warto popracować nad SEO sklepu.
Na co jeszcze zwrócić uwagę?
Niezależnie od person warto sprawdzić dwie rzeczy i przetestować system na ich podstawie. Pierwszą z nich jest rozdzielczość ekranu, którą najczęściej wykorzystują Wasi użytkownicy. Można to zbadać za pomocą Google Analytics (odbiorcy>>technologia>>przeglądarka i system>>wymiar podstawowy: rozdzielczość ekranu). Spisz kilka pierwszych pozycji (przynajmniej wszystkie dwucyfrowe pozycje), a następnie możesz zobaczyć, jak strona wygląda “ich oczami”. Wystarczy na sklepie kliknąć prawym przyciskiem myszki i wybrać opcję “zbadaj” – w zależności od przeglądarki musicie tutaj poszukać odpowiedniej opcji, ale np. Chrome ma małą ikonkę z telefonem komórkowym – po kliknięciu można wybrać jaką rozdzielczość ekranu chcemy podejrzeć.
Drugim elementem, na który warto patrzeć, kiedy chcemy testować system e-commerce są przeglądarki. Ponownie można je sprawdzić w Google Analytics (odbiorcy>>technologia>>przeglądarka i system). Można też wejść na raport Gemius, gdzie po zescrollowaniu, widoczne będą najpopularniejsze przeglądarki w Polsce. Raport uwzględnia też konkretne wersje przeglądarek – wystarczy pobrać daną przeglądarkę i zobaczyć czy sklep poprawnie działa na tym narzędziu. To bardzo często pomijany test, a jest przyczyną niezliczonej liczby błędów – na szczęście najczęściej małych (np. mniejsze rozmiary przycisków, rozjechanie elementów), ale może być też powodem większych problemów (np. jeżeli jakiś element przysłoni przycisk). Na pewno warto robić taki test raz na kwartał (ponieważ przeglądarki cały czas się zmieniają, nawet jeżeli my nic nie zmienialiśmy na stronie).
Kolejne kroki
Następnymi krokami byłoby wprowadzenie testów A/B i automatycznych testów np. Selenium. Obydwa jednak wymagają odrobiny wiedzy technicznej oraz są raczej dodatkiem, a nie głównym narzędziem. Na każdy z tych tematów planujemy stworzyć osobne artykuły, na razie chcemy jednak zaszczepić poczucie odpowiedzialności za własny sklep oraz przedstawić sposoby jak można ręcznie testować sklep e-commerce.
Dziękujemy, że jesteście z nami już tyle czasu. Chcielibyśmy służyć poradą w rzeczach dla Was ważnych – jeżeli więc macie jakieś pytanie napiszcie je w komentarzu.
Pytania na dzisiaj:
Czy macie przykład problemu ze sklepem, który można było uniknąć dzięki testom?
Czy macie już ustandaryzowaną procedurę testowania sklepu?
Brief sklepu internetowego w 13 krokach – poradnik
Dzięki temu, że jesteśmy stroną, która otrzymuje brief sklepu internetowego, możemy przekazać wam, co powinno się w nim znaleźć. Czego szukamy w briefach? Jakie informacje są dla nas istotne do przygotowania wyceny i oceny tego, czy jesteśmy w stanie podjąć się zadania.
Jak wygląda analiza zgłoszenia w agencji internetowej?
Pierwsza rzecz, którą należy sobie uświadomić to to, że nasza praca jest stałą walką z czasem. Wyobraźcie sobie, że w ciągu miesiąca pojawia się kilkanaście zapytań o sklep internetowy. Każde z nich trzeba przeanalizować, spotkać się z potencjalnym Klientem i wycenić. To około 30–50 godzin spędzonych w miesiącu, nie licząc czasu na dojazd do Klientów. Poza zadaniami sprzedażowymi prowadzimy też projekty i to one są dla nas priorytetem.
Druga rzecz, o której warto wspomnieć to fakt, że trafia do nas też dużo zapytań, które są z wielu powodów niekompatybilne z usługami oferowanymi przez naszą firmę. Dzieje się tak, ponieważ:
Są w innej technologii;
Mają zbyt niski budżet;
Nie posiadamy kompetencji do wykonania danego zadania.
Pierwszy kontakt
W większości przypadków staramy się już na początku zorganizować spotkanie / telekonferencję z Klientem. Po pierwsze – potwierdzamy, że to zaangażowana osoba, która jest w stanie poświęcić kilka godzin na omówienie briefu. Po drugie – mailowo nie jesteśmy w stanie przekazać wszystkich informacji. Na spotkaniu każde zdanie rodzi nowe pytanie dot. projektu. Dzięki temu jesteśmy w stanie przygotować znacznie bardziej rzetelną wycenę.
Jeżeli jest to niemożliwe, to w przypadku prostych projektów wysyłamy wycenę szacunkową, którą jesteśmy w stanie przygotować w 15–30 minut. Przedstawiamy w niej Klientowi, o jakim budżecie mówimy – jeżeli jest ona zgodna z jego oczekiwaniami, to przechodzimy do dalszych rozmów.
Zdarzały się też sytuacje, kiedy wysyłaliśmy do Klienta zestaw kilkudziesięciu pytań do projektu. Ma to na celu doprecyzowanie jego zakresu.
Brief sklepu internetowego – podstawa wyceny
Nie da się przygotować briefu, który opisze projekt w 100% i nawet 150 stronicowy dokument będzie wymagał doprecyzowania (tym bardziej będzie wymagał doprecyzowania – o tym później). Nawet nie próbujcie takich tworzyć.
Jeżeli posiadacie makiety / grafiki to załączcie je do briefu – potrafią bez słów przekazać, jaka jest koncepcja sklepu. Raz zdarzyło nam się nawet otrzymać makietę zrobioną w Excelu – dalej była ona więcej warta niż sam dokument, który ją opisywał.
Głównym zadaniem briefu jest nakreślenie obrazu projektu oraz wykazanie jakie elementy muszą znaleźć się w wycenie. Brief sklepu internetowego ma też szybko pozwolić agencji ocenić czy są w stanie podjąć się zadania. Czy mają do tego odpowiednich ludzi i czy jest tych ludzi wystarczająco dużo. Jakie informacje powinny się w nim znaleźć?
Krótki opis projektu i technologia
Kiedy mówimy krótki, naprawdę chodzi nam o krótki. Wystarczą 1–2 akapity, żeby opisać ogólne założenia projektu. Pozwoli to ocenić agencji, czy mają wystarczająco duże doświadczenie w tym zakresie, bez wczytywania się w szczegóły.
Jest to też dobre miejsce, żeby określić technologię, w jakiej ma być wdrożony projekt (jeżeli jest ona określona). Pamiętajcie, żeby nie wchodzić tutaj w zbyt wiele szczegółów – wystarczy nazwa platformy albo systemu, na którym ma być zbudowana. Nie trzeba precyzować frameworku i wersji – to może Wam zasugerować sama agencja.
Idealny początek briefu wyglądałby więc następująco:
Przedmiotem zapytania jest wdrożenie sklepu internetowego B2C dla marki X (segment: elektronika). W sklepie sprzedawane będą głównie produkty RTV/AGD, ale też usługi typu przedłużenie gwarancji, zamontowanie produktu, etc. Dopiero wchodzimy na rynek e-commerce, zależy nam więc na rozpoczęcie sprzedaży możliwie najmniejszym kosztem – zakładamy jednak stałą współpracę nad rozwojem sklepu po wdrożeniu. W szczególności zależy nam na (…).
Migracja czy nowy sklep?
To kluczowa informacja dla agencji internetowej. Przy przeniesieniu istniejącego sklepu ważne jest zachowanie części oryginalnych założeń i designu sklepu. Konieczne również jest wykonanie szeregu działań takich jak migracja produktów czy Klientów.
Nie zapominajmy też, że właściwie wykonane wdrożenie powinno zawierać też migrację SEO, czyli przekierowanie linków. Dobrze określić tutaj jakie dane chcemy przenieść, np. czy chcemy zachować całą historię zakupową Klienta (często jest to czasochłonne). Często ze strony agencji pojawia się też pytanie, kto będzie odpowiadał za przeniesienie treści takich jak regulaminy, F.A.Q czy polityka zwrotów.
Integracje
Najważniejszą rzeczą dla agencji będzie informacja o tym, z jakimi systemami ma się integrować, w jaki sposób i jakie informacje przesyłać. Ponownie – nie chodzi o to, żeby mówić, jak to mają robić (każda agencja ma swój zestaw dobrych praktyk), ale warto określić jakie informacje mają być przesyłane.
W przypadku integracji z system ERP lub magazynowo / księgowym zazwyczaj mówilibyśmy o integracji:
Produktów (zazwyczaj z ERP do systemu e-commerce);
Zamówień (zazwyczaj z e-commerce do ERP);
Statusów zamówień (zazwyczaj z ERP do e-commerce, aczkolwiek może być też integracja obustronna);
Klientów (tutaj warto określić, na jakich danych nam zależy);
Stanów magazynowych;
Ew. integracji zwrotów/reklamacji.
W przypadku każdego z tych punktów warto 1–2 zdaniami opisać jak ma to przebiegać. Przykładowo, wszystkie informacje o produktach może zawierać system ERP (lub PIM) i przesyłać je do e-commerce, ale mogą się też tworzyć tylko produkty bazowe, które później ktoś ręcznie udostępnia.
Jeżeli tylko mamy takie informacje, to warto sprecyzować, jak mają być przekazywane dane – czy będzie to SOAP / REST / Webservice, czy może wymiana plików poprzez FTP. Jeżeli mamy jakąkolwiek dokumentację API systemu zewnętrznego, to warto ją przesłać jako załącznik do briefu.
Typ grafiki
Tutaj kwestia jest dosyć prosta – czy chcemy, żeby agencja zaprojektowała nam dedykowaną grafikę (to zazwyczaj znacząco wydłuża czas wdrożenia i wymaga stworzenia makiet) czy nie. Jeżeli nie, to zazwyczaj agencja będzie wykorzystywała standardowy design sklepu w danej platformie lub zaproponuje szablon.
Jeżeli posiadacie już wybrany szablon sklepu, to załączcie do niego link w briefie. Jeżeli zaś Wy będziecie stroną odpowiedzialną za dostarczenie grafiki, też poinformujcie o tym agencję.
Dodatkowe funkcje lub moduły
Jeżeli wiemy, że w naszym projekcie będą dodatkowe funkcje, to postarajcie się opisać, na czym mają polegać.
Uwaga! Jeżeli znacie już dokładnie moduły, które mają być zainstalowane, to po prostu dołączcie do nich linki. Jeżeli jednak zależy nam na konkretnej funkcji, a nie znacie takiego modułu, to opiszcie, na czym ma ona polegać.
Oczywiście są funkcje, które są oczywiste takie jak:
Zainstalowanie Google Analytics
Zainstalowanie Ceneo
Wyświetlanie pop-upu do zapisu do newslettera
Są też jednak funkcje, które wymagają szerszego kontekstu. Notorycznie spotykamy w specyfikacjach projektów hasła takie jak “marketing automation” albo “połączenie z CRM-em”. Nie jesteśmy na bazie takiego hasła nic zrobić, poza wykonaniem telefonu doprecyzowującego.
Czy mamy zainstalować konkretny moduł marketing automation? Czy mamy go sami wybrać? Czy mamy też zaprojektować akcje automatyczne? Co on ma konkretnie robić? To są wszystko pytania, które musielibyśmy zadać, żeby zrozumieć, o co chodzi w tym punkcie.
Języki i waluty
Jeżeli Twój sklep ma obsługiwać sprzedaż zagraniczną, to dokładnie opisz, jak to ma działać – w ilu językach ma działać sklep? Kto dostarczy tłumaczenia? Jakie mają być waluty? W jaki sposób mają być przeliczane? (mogą być np. pobierane automatycznie z internetu lub przypisane na stałe). Czy ma występować jedna domena dla wszystkich rynków, czy ma być ich więcej?
Nawet jeżeli Twój sklep będzie działał tylko lokalnie, to i tak brief sklepu internetowego powinien taką informację zawierać – agencja nie będzie musiała się o to dopytywać.
E-maile i procesy z tym związane
Bardzo często w specyfikacji pomijanym elementem jest kwestia maili. Każdy system e-commerce je generuje – jedne tylko pojedyncze potwierdzenie zamówienia, inne – kilka e-maili po każdej zmianie statusu zamówienia.
Agencja będzie musiała przygotować te szablony, zakodować je, a także upewnić się, że wychodzą automatycznie po zmianie statusu. Ważna może być też informacja o tym, gdzie trzymamy informacje o subskrybentach. Jeżeli są to standardowe rozwiązania takie jak mailchimp / freshmail / etc. to jest to proste. Są jednak przypadki, gdzie dane są trzymane w samej platformie i musimy zapisywać również zgody użytkowników (oraz datę, kiedy ta zgoda została uzyskana), albo informacje te muszą zostać wysłane do innego zewnętrznego systemu poprzez API.
Szkolenia i dokumentacja
Warto dodać też w briefie czy wymagane jest szkolenie z obsługi systemu. Jeżeli tak to dla ilu osób, w jakim miejscu i czy ma zostać przygotowana instrukcja obsługi.
W kwestii dokumentacji ważne jest określenie, co powinna zawierać – np. czy ma być lista i opis działania modułów, specyfikacja API, a może przygotowane mają zostać diagramy obrazujące procesy po stronie systemu eCommerce? Jeżeli nie znasz dobrych praktyk w tym zakresie, poproś agencję o określenie, co mogą umieścić w tej dokumentacji i co wg nich będzie dla Ciebie najbardziej wartościowe.
Hosting i utrzymanie
Bardzo ważną informacją jest to, kto ma zapewnić serwery dla sklepu, oraz jak będzie wyglądało dalsze utrzymanie. Zarówno pod względem serwerów jak i rozwoju sklepu.
Jeżeli mamy oczekiwania dot. SLA (czyli gwarantowanego czasu reakcji) to również można je zawrzeć w tym miejscu, najlepiej w formie tabelki zawierającej typ błędu (krytyczny, pilny, normalny) i oczekiwanych czasów na wprowadzenie poprawki.
Dzięki temu agencja będzie w stanie określić czy jest w stanie zagwarantować taki czas reakcji – w najlepszym wypadku od razu dowiecie się, ile to kosztuje, w najgorszym dowiecie się, że trzeba te parametry zmodyfikować, ponieważ są nieżyciowe.
Czego nie robić?
Są elementy, które niczemu nie służą i jedynie wydłużają proces. Taką informacją jest np. target, do którego kierujemy sklep. Jest to oczywiście ważna informacja, ale dla UX-owca, grafika i właściciela sklepu. Nie ma za to wpływu na wycenę sklepu.
Inną informacją, którą często widujemy, jest długi opis o firmie, zawierający informacje o obrotach, liczbie pracowników czy światowej dominacji danej firmy. Owszem – kontekst jest ważny, ale można to opisać w jednym akapicie.
Długość briefu
Ostatnim grzechem briefów jest długość. Jeżeli otrzymujemy brief sklepu internetowego dłuższy niż 3–5 stron to zaczynamy się martwić. Po pierwsze oznacza to, że projekt będzie złożony, będzie miał dużo elementów, które wzajemnie na siebie nachodzą, przez co bardzo długo zajmie jego wycena. Pierwsze co robimy po otrzymaniu takiego briefu, to od razu ustalamy spotkanie z Klientem, w celu doprecyzowania “kilku punktów”. Robimy to jeszcze zanim zaczniemy go czytać, ponieważ wiemy, że nie da się wszystkiego opisać na papierze.
Przykładowo zdanie “ostylowanie szablonu e-mail” może w zależności od kontekstu oznaczać dostosowanie koloru i logotypu (1 godzina pracy), modyfikację istniejącego szablonu (m.in. dodanie dodatkowych elementów) (2–8 godzin pracy), albo zaprojektowanie go od zera (8–24 godzin pracy). Jeżeli tego nie doprecyzujemy, pojawia się możliwość, że Klient będzie oczekiwał czegoś innego, niż my zawarliśmy w wycenie.
Im dłuższy brief sklepu internetowego, tym większa jest też odpowiedzialność na nas jako firmie wdrażającej, bo jeżeli cokolwiek zostanie zrobione inaczej / zostanie pominięte to pojawi się informacja od takiego Klienta “ale to przecież było na stronie 53“. Takie wyceny wymagają więc licznych spotkań, doprecyzowania wielu punktów, ale też charakteryzują się pewnym brakiem zaufania.
Zastanówcie się – Wy jako Klient zatrudniacie firmę, która wdrożyła kilkadziesiąt projektów o podobnej specyfice. Ma doświadczenie, ma wiedzę, co działa dobrze, a co nie. Opisując w briefie, jak ma działać każda funkcja co do szczegółu, nie wykorzystujecie tego potencjału.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Daj znać w komentarzu czy:
Wysyłasz firmom brief czy tylko krótki opis mailem? Jak to wpłynęło na późniejszą realizację?
Czy w pełni wykorzystujesz know-how firmy, która Ciebie obsługuje? Czy zlecasz jej zadania, czy oczekujesz rekomendacji? A może o tym nie wie?
Jak bardzo różni się e-commerce w Chinach? Poznaj 5 głównych graczy.
Podczas rozmów o chińskim e-commerce często poruszane są kwestie, które każdy z nas kojarzy (przynajmniej jako hasła), jak np. chiński firewall, czy płatności przez WeChat. Możemy śmiało jednak stwierdzić, że to tylko drobne wycinki, które nie oddają ducha tego rynku i dlatego postanowiliśmy zgłębić ten temat. Poznajcie e-commerce w Chinach. Jak bardzo się różni od tego, który znamy w Europie i USA?
Trochę demografii
Żeby być w stanie zrozumieć chiński rynek, konieczne jest zrozumienie, jak wygląda pod względem populacji i gospodarki.
Chiny są oczywiście najbardziej zaludnionym krajem na świecie. Dobrze jest jednak uzmysłowić sobie skalę tego faktu. Obecnie w Chińskiej Republice Ludowej mieszka trochę poniżej 1,4 miliarda osób (1 379 302 771 wg Wikipedii). To 2,5-raza więcej niż w całej Europie i ok. 4,5-krotnie więcej niż w USA. To też 35.8-razy więcej niż w Polsce.
Ponad 53% osób w Chinach korzysta z internetu (są to dane z 2016 roku, więc prawdopodobnie jest to bliżej 55–60%). Wykorzystanie internetu jest jednak bardzo zróżnicowane i zależy od tego, czy mówimy o miastach, czy o wsi. Ok 50% populacji mieszka poza miastami, jednak tendencja ta się stopniowo zmienia, na rzecz miast. Z tych 50%, którzy mieszkają poza miastami, tylko 27,3% korzysta z internetu. Będzie to też istotne w dalszej części artykułu nt e-commerce w Chinach.
Urządzenia mobilne i wykorzystanie internetu
Ciekawym parametrem jest procent osób, które korzystają ze smartfonów do przeglądania internetu. Spróbujcie zgadnąć, jak wygląda ten wskaźnik… Otóż wynosi on pomiędzy 80–90%! Dla porównania, w Polsce jest to 48% zgodnie z raportem Polska.Jest.Mobi 2018. Ciekawa jest też geneza tego, dlaczego jest tak wysoki współczynnik. Otóż Chiny w ciągu ostatnich dekad (od lat 60-tych) uzyskały gigantyczny, wykładniczy wzrost gospodarczy. Przez to nastąpił tzw. leapfrogging effect, czyli w momencie, kiedy w USA komputery przeżywały swój boom, w Chinach mało kogo było na nie stać. W momencie, kiedy gospodarka na nie pozwoliła, obywatele Chińskiej Republiki Ludowej zainteresowali się bardziej innowacyjnym rozwiązaniem – smartfonem.
Istotnym elementem jest też prędkość działania internetu, która w Chinach jest bardzo nierówna. Strony “wewnętrzne” działają szybko, a nawet bardzo szybko (wyżej od Polski zarówno jeżeli chodzi o prędkości mobilne, jak i stacjonarne). Prędkość ta jednak znacząco spada, jeżeli chodzi o strony z innych części świata, ze względu na ograniczenia dostępu.
Chiński Firewall i partia
Kiedy rozmawiamy o internecie w Chinach, nie możemy zapomnieć o Firewallu, który ogranicza dostęp do niektórych stron. Jest to m.in. większość usług Google’a (takich jak Gmail, Google Drive, Youtube), ale też blogów na WordPressie czy Facebooku. Cenzura nie tylko sprowadza się do ograniczania dostępu, ale też aktywnego blokowania rozwiązań typu VPN, które pozwalają na “obejście” systemu. Najbardziej zaawansowanym narzędziem w arsenale Chińskiego rządu, jest tzw. Wielkie Działo. To system pozwalający na przekierowanie ruchu z zablokowanej strony na inną (tym samym obciążając serwery drugiego podmiotu), ale też wstrzykiwanie rozwiązań malware’owych wszystkim, którzy próbują się dostać na daną witrynę.
Pamiętajcie też, że granie wbrew zasadom Partii ChPL może mieć znaczące konsekwencje. Przekładem jest dziennikarz, który przekazał listę zablokowanych serwisów do zagranicznego źródła i otrzymał 10 lat więzienia…po 2-godzinnej rozprawie.
Partia Chińskiej Republiki Ludowej jest dosyć specyficznym “tworem”. Chiny teoretycznie są krajem komunistycznym, jednak wiele z elementów komunizmu zostało zatraconych. Przykładowo – przepaść między bogatymi a biednymi jest bardzo widoczna. Istnieją też prywatne firmy (poza określonymi sektorami, jak np. telekomunikacja). Wszystko opiera się jednak na pewnej specyficznej hybrydzie. Każda firma z ponad 50 pracownikami musi zatrudniać osobę, która upewnia się, że nic nie jest robione wbrew Partii. Zakładając firmę w Chinach, musisz też złożyć odpowiednie dokumenty i ktoś z Partii rządzącej potwierdzi, że możesz / nie możesz jej założyć. Partia też dyktuje niektórym podmiotom cele, jak to miało miejsce w przypadku firm telekomunikacyjnych, które dostały przykaz, żeby poprawić dostępność internetu w kraju.
Niesamowity obraz tego środowiska można zobaczyć w firmie “Crocodile in the Yangtze“, opowiadającym o rozwoju firmy Alibaba. Dokładnie widać, jak Partia wpływała na decyzje i nie pozwalała na stworzenie internetu na samym początku.ale Jednocześnie możemy zobaczyć jak niewygodne mogą być niektóre pytania dla właścicieli (np. dla Jacka Ma), kiedy zawsze patrzą na nich oczy Partii.
E-commerce w Chinach
Chiński e-commerce opiera się głównie na marketplace’ach i zakupach przez social media. Jest piękny cytat z grupy Alibaba, który doskonale oddaje podejście do e-commerce w Chinach:
E-commerce w Chinach to ok 15% całego rynku. Naszym celem nie jest powolne zwiększanie tych 15%, ale cyfrowe przekształcenie brakujących 85%.
Głównymi graczami na rynku są:
Alibaba Group
Alibaba to najbardziej (i prawdopodobnie jedyny) znany chiński portal e-commerce, ponieważ w tym wypadku sprzedaż odbywa się za granicę (tj. możemy z niej skorzystać). System zbiera oferty od małych i średnich biznesów i pozwala na ich sprzedaż za granicą – w ramach B2B na Alibaba, a w ramach B2C na Aliexpress.
To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo Alibaba Group posiada również inne portale. Jednym z nich jest Taobao.com – platforma sprzedaży C2C (takie chińskie OLX). Jest to największy chiński sklep internetowy. Dużym problemem w Chinach jest jednak zaufanie – paradoksalnie świadomość “chińskich podróbek”, jest równie silna w Chinach, jak i poza nimi. Z tego powodu stworzona została kolejna platforma o nazwie TMall.com – jest trochę bardziej zbliżona do Allegro – mają tam prawo sprzedawać wyłącznie zaakceptowane / bezpieczne marki lub sprzedawcy. Grupa Alibaba jest też właścicielem Alipay – drugiej najbardziej popularnej metody płatności.
Warto wspomnieć też o jednym z problemów, które adresuje Alibaba: Taobao dla Seniorów – serwisie, który pomaga starszym ludziom korzystać z zakupów. Dzięki m.in. funkcji chatu z obsługą, możliwości udostępniania produktów przez rodzinę, ale też opcji “zapłać za mnie”.
Chiński e-commerce stoi też “festiwalami cenowymi“. U nas spotyka się Black Friday i Cyber Monday. W Chinach jest ich jednak znacznie więcej, bo kilkanaście. Przykładem jest Singles-day, który przypada 11 listopada (bo same jedynki), czyli święto wprowadzone przez Alibabę, dla ludzi, którzy nie mają swojej drugiej połówki. Wtedy można inwestować w siebie. Jak bardzo popularne jest to święto? Hmmm…oceńcie po zdjęciu poniżej.
Supermarket Hema
Na osobny akapit zasługuje sieć supermarketów Hema – obecnie w 13 lokalizacjach w Chinach. Jest to nawiązanie do nowego trendu O2O (Online to offline). Pojęcie to powiązane z omnichannel’em – w skrócie oznacza zachęcanie online do zakupów offline. Działa to jednak w obie strony. Market Hema to sklep, gdzie możemy upewnić się, że wszystko, co kupujemy, jest świeże. Od żywych owoców morza, po piękne warzywa i owoce. W centrum marketu jest też restauracja. Każdy z produktów jest oznaczony QR kodem (który swoją drogą w krajach azjatyckich doskonale się przyjął). Po zeskanowaniu go widzimy wszystkie potrzebne informacje łącznie z historią produktu, producentem, datą ważności, wartościami odżywczymi, etc. Możemy je spakować do koszyka, ale większość osób tego nie robi. Dlaczego? No bo po co mają iść z torbami przez miasto, kiedy tylko 11% społeczeństwa ma samochód, a metro jest zapełnione po brzegi? Alibaba group automatyzuje system w taki sposób, że w ciągu 30 minut możesz mieć przesyłkę pod drzwiami Twojego domu.
Warto jeszcze dodać, że oczywiście każde konto zbiera dane o swoich użytkownikach. Zna więc historyczne zakupy, wie, jak często kupowane są dane produkty, co może zaproponować (np. alternatywną markę soku, która akurat ma przecenę). Drugi system sztucznej inteligencji zarządza jednocześnie obsługą kurierów (tak, żeby ich droga była możliwie najkrótsza). Efekt jest niesamowity – średnio użytkownik kupuje w Hema market 4.5 raza w ciągu miesiąca i ok. 50 razy w ciągu roku.
JD
Jingdong albo JD.com to chiński odpowiednik Amazona. Tak jak Alibaba raczej przypomina model Ebay’a, to JD z własnymi produktami, inwestycjami w tzw. fullfilment (czyli obsługę zamówień) i logistykę, zdecydowanie przypomina giganta z Seattle. Podobnie jak TMall jednym z kluczowych problemów, które rozwiązuje, jest zapewnienie bezpieczeństwa – robi to za pomocą restrykcyjnego podejścia “żadnych podróbek“.
Warto zaznaczyć, że JD opanowało zarządzanie przesyłkami do perfekcji, dzięki czemu aż miliard osób ma dostęp do zamówień tego samego lub następnego dnia.
Żeby zrozumieć tę politykę, warto wrócić do podziału na miasta / wieś (ok. 50 / 50). Wyobraźcie sobie, że mieszkacie w małej miejscowości, gdzie nikt nie słyszał o internecie, nikt nie wie, jak wygląda komputer, ale też nie nikt nie wie, jak wielki jest świat, bo największym miastem, jakie widzieli, jest pobliska mieścina. Jak w takich warunkach sprzedawać online? JD poradził sobie z problemem na kilka sposobów – po pierwsze w dużej liczbie małych miejscowości zatrudnił pojedyncze osoby, które reprezentowały firmę. Otrzymały one komputer, zostały podłączone do internetu, zostały przeszkolone z obsługi sklepu. One robią więc zakupy dla całej wsi, jednocześnie służąc jako ambasador / promotor marki.
Drugim ważnym elementem jest logistyka, w którą JD inwestuje ogromne pieniądze. Są jedną z pierwszych firm na świecie, które stosują autonomiczne ciężarówki, ale korzystają też z dronów, które dostarczają zamawiane towary do reprezentanta JD w danej miejscowości, a on dystrybuuje je lokalnie. Jeżeli chcielibyście przeczytać, jak to dokładnie wygląda to polecam ten artykuł. Świetnie oddaje obraz całego procesu.
Tencent Holding
Co ciekawe ten gracz obecnie nie stanowi konkurencji dla powyższych firm, ponieważ nie posiada obecnie własnej platformy sprzedażowej. Był on właścicielem portalu PaiPai.com, który działał między 2006–2016 rokiem, ale został wykupiony przez JD.
Dlaczego więc Tencent znalazł się w tym zestawieniu? Ponieważ jest to największa firma inwestycyjna na świecie, kształtująca to, jak działa internet w Chinach. Z ważniejszych rozwiązań, które proponują: portal QQ.com (największy portal w Chinach), Tencent QQ – najpopularniejszy komunikator w Chinach (coś a la Facebook Messenger), największe portale z muzyką oraz platformę z grami komputerowymi (coś podobnego jak Steam). Mają też własną wyszukiwarkę.
Najważniejszym jednak i najbardziej rozpoznawalnym systemem jest WeChat, który jest z jednej strony platformą do rozmawiania ze znajomymi, a z drugiej strony…platformą do wszystkiego. Marketingu, sprzedaży, płacenia za autobusy, płacenia podatków, zamawiania taksówek, jedzenia itd. Platforma jest wykorzystywana miesięcznie u ok. miliarda osób.
Jeżeli chodzi o sprzedaż online, to odbywa się to w następujący sposób. Możemy “śledzić” fanpage marek albo po prostu trafić na reklamę sklepu. Następnie przechodzimy do mobilnej wersji sklepu, która jest utrzymana w aplikacji WeChat. Płatności również dokonujemy w ramach tej aplikacji, ponieważ jest powiązana z naszą kartą kredytową.
Sprzedaż online, a offline
Dla zrozumienia rynku Chińskiego warto mieć w głowie jedną wartość. W przypadku Stanów Zjednoczonych, na jedną osobę przypada 2.6 metrów kwadratowych powierzchni sprzedażowej w sklepach. W Japonii jest to 1.3 metra kwadratowego. W Chinach? Tylko 0,6 metra kwadratowego. Ten rynek automatycznie jest więc nastawiony na sprzedaż online. Duże hipermarkety takie, jak Walmart, nigdy się tam nie przyjęły.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu o e-commerce w Chinach – mamy nadzieję, że okazał się interesujący i dowiedzieliście się czegoś nowego. W większości artykułów pojawia się sugestia, żeby na rynek chiński nie wchodzić bez “przewodnika”, tj. kogoś, kto będzie częścią biznesu, będzie znał jego działanie, kulturowe różnice i będzie w stanie poprowadzić nas przez meandry tego rynku. Naszym zdaniem jest to słuszne podejście.
[x]
Ta strona używa cookies
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w plikach cookies (zarówno sesyjnych jak i trwałych) przez Orba sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie, w celu dostosowania treści strony internetowej do moich preferencji, optymalizacji korzystania ze stron internetowych, tworzenia anonimowych statystyk, które umożliwiają zrozumienie sposobu korzystania użytkownika ze stron internetowych.
Akceptuję
Wyceń swój projekt
Nie mamy gotowych cenników. Do każdego wdrożenia podchodzimy w indywidualny sposób i dobieramy zestaw działań, który pozwoli na spełnienie celów klienta. Opisz nam swoją wizję i dowiedz się, ile może kosztować jej realizacja. Jeśli nie wiesz jak opisać projekt, skorzystaj z naszego brief.
Co mówią o nas klienci
„Wszystkie prace wykonywane przez ORBA cechują się należytą starannością i rzetelnością oraz są wykonywane terminowo”